Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Gdzie są kwiaty z tamtych lat…   

Dodano 2009-03-15, w dziale inne - archiwum

Lekkie promienie słońca oświetlają stare kamienice odbijając się od kostki brukowej. Ot, wydawałoby się nic niezwykłego jak na Kraków. Brzydziej tu niż na Rynku, brak gwaru Grodzkiej, kolorów Floriańskiej, sprzedawczyń obwarzanek. Zwykłe szare mury, zwykłe szare życie, szarej części Krakowa. Zapyta ktoś, co turysta może robić w takim miejscu?

Może szukać przeszłości. Ale dlaczego tu? Czy Wawel nie jest lepszym obiektem do kontemplacji historii? Dla miłośnika architektury z pewnością. A dla miłośnika kultury w ogóle? Za dużo znaków zapytania.

Chcę opisać moją wyprawę, a nie zadawać pytania. A może właśnie ta wyprawa jest pytaniem. Pytaniem o przeszłość, o to co zginęło i pytaniem „dlaczego?”.

Zostawię Wawel w spokoju. Oddam hołd jego wielkości, harmonii krużganków, blaskowi kopuły kaplicy zygmuntowskiej, misterności arrasów… Przeszłość, której szukam, nie poraża ogromem, harmonią i potęgą, ale jest zwykła i żywa. Tak, szukam nie murów, które przetrwały, ale przede wszystkim życia z przeszłości, które bezpowrotnie zginęło.

I jeszcze zwykłość – to bardzo istotne. Szukam życia narodu, który w powszechnej świadomości ze zwykłością ma niewiele wspólnego. „Naród wybrany”, naród Holokaustu, naród, który w rozlicznych teoriach spiskowych steruje światem. Chcę odnaleźć zwykłość narodu żydowskiego. Szukam zwykłego życia polskich Żydów, tu – na krakowskim Kazimierzu.

Dochodzę właśnie do ogrodzenia, na którym widnieją gwiazdy Dawida. Za ogrodzeniem znajduje się skromny ceglany budynek. Skręcam w lewo i po chwili staję przed frontem Starej Synagogi. Zbudowano ją w XV w. w stylu gotycko-renesansowym. Po tragicznych przejściach, zwłaszcza podczas II wojny światowej, została odrestaurowana i dziś mieści się tu Muzeum Judaistyczne. Na schodach zaczepiają mnie dwie uśmiechnięte studentki UJ-u, które przeprowadzają ankietę na temat ruchu turystycznego w Krakowie.

Jestem już wewnątrz muzeum. Mam szczęście, bo w ten dzień jest wstęp wolny i nie muszę płacić. Moją uwagę przykuwa kuta w żelazie bima. Jest to podwyższone miejsce, kryte baldachimem z metalowej zdobionej kraty, które służy do czytania Tory. Innym ciekawym obiektem jest Aron ha-kodesz, czyli szafa ołtarzowa do przechowywania zwojów.

Potem oglądam ekspozycje: chusty modlitewne, jady (wskazówki do czytania Tory), zdobione naczynia i zwoje Tory. Nie może zabraknąć oczywiście menory – siedmioramiennego świecznika.

Światło z żyrandoli tworzy tu specyficzny klimat. Nie wiem czy jestem w muzeum, czy w świątyni, czy może w mauzoleum życia z przeszłości. Tak, chyba w mauzoleum. Nie tylko zwiedzam materialne artefakty kultury, nie tylko próbuję zrozumieć religię judaistyczną, ale też szukam życia, które już minęło. Nie da się tego robić bez wyobraźni. Imaginuję więc rabina czytającego Torę z bimy i tłum Żydów, który wsłuchuje się w słowa swojego mistrza. Nie znam hebrajskiego, ani jidysz, moje wyobrażenie pozbawione więc jest dźwięków. Po chwili nie ma już Żydów, nie ma rabina, nikt nie czyta Tory. Żyrandole dalej świecą, uśmiechnięte studentki zaczepiają turystów.

Ruszam dalej ulicą Szeroką. Mijam restauracje, które serwują żydowskie potrawy. Mają dwujęzyczne szyldy, niestety nie umiem przeczytać hebrajskich napisów. Wiem tylko, że trzeba zacząć od prawej strony – to chyba za mało, chociaż podobno zacząć, to już połowa sukcesu.

Nie jestem jeszcze głodny, więc idę dalej. Chcę wejść do synagogi, która do dziś jest miejscem modlitwy. Taką czynną bożnicą jest synagoga Remuh. Jest o wiek młodsza od Synagogi Starej. Myślałem, że zwiedzę teraz teraźniejszość – współczesne życie Żydów w Krakowie. Ale umieszczone na murze tablice pamiątkowe nie pozwalają zapomnieć o przeszłości. Nie jestem pasjonatem martyrologii. W końcu przyjechałem szukać dawnego życia, a nie śmierci.

Wchodzę do wnętrza synagogi i spotkam modlących się Żydów. Dwóch. Mają jarmułki na głowie. Wchodząc do kościoła, zwyczajowo zdejmuje się czapki. Wchodząc do synagogi przeciwnie – zalecane jest nakrywanie głowy.

Znów bima, znów Aron ha-kodesz, znów żyrandole. Ale więcej teraźniejszości. Żywi ludzie, żywa modlitwa. Po cichu. Znowu bez dźwięków. Zastanawiam się, czy stanie się coś ciekawego. Ale Żydzi siedzą i modlą się w skupieniu. Nie zwracają na mnie uwagi. Ja nie umiem wejść do ich świata. Stają się dla mnie żywym eksponatem. Jak zwierzęta w zoo? Może… Ich świat jest za jakąś barierą, znacznie bardziej odgraniczającą niż kraty bimy. Czy dlatego, że jestem ateistą, a oni są Żydami? Czy dlatego, że jestem Polakiem, a oni są Żydami? Czy dlatego w końcu, że jestem z teraźniejszości, a oni dla mnie są z przeszłości? Nie wiem.

Wychodzę z synagogi i idę na kirkut. Macewy pokryte są hebrajskimi napisami. Znowu zaczynam od prawej i na tym kończę. Nasze światy dzieli też bariera alfabetu. Nie ma tu wieńców ani zniczy. Są natomiast kamyki. Kładzie się je na pamiątkę czasów, gdy groby Żydów zmarłych na Synaju okładano kamieniami dla ochrony przed dziką zwierzyną.

Znów czuję deficyt teraźniejszości. Nie chcę, aby Żydzi kojarzyli mi się głównie ze śmiercią. Wychodzę z cmentarza, mijam pomnik ofiar nazizmu. Byłem w Majdanku, teraz chcę wreszcie spotkać życie. Idę do restauracji. Nosi nazwę „Arka Noego” i z chwilą wejścia docierają do moich uszu dźwięki muzyki. Słyszę skrzypce. Potem słowa. Coś jakby niemiecki. Jidysz – język Żydów z terenów Niemiec, wykształcony w średniowieczu na bazie dialektów górnoniemieckich, zapisywany tradycyjnie alfabetem hebrajskim.

Wystrój tworzy tu specyficzny klimat. Jest menora, są figurki żydowskich grajków, tradycyjne obrusy, hebrajskie litery. Czuć w tym wszystkim życie. Czy jest to życie pasterzy z Bliskiego Wschodu, sprzedawców macy i bubliczek z miasteczek Kresów, czy może fabrykantów i bankierów z Manhattanu, nie wiem.

Jakaś kobieta podaje mi menu. Czy jest Żydówką? Czy można to jakoś rozpoznać? Przypominam sobie nazistowski plakat „Żydzi – wszy – tyfus plamisty”. Wciąż ta przeszłość. Przyszedłem tu jeść, jedzenie to sprawa teraźniejsza. Zamawiam zupę z macą.

Pusto tu. Jest poniedziałkowe południe. Nic dziwnego, że ruch niewielki. Czekam, wsłuchując się w dźwięki skrzypiec. Właścicielka siedzi i czyta coś. Przestał mnie już obchodzić fakt, czy jest Żydówką. Teraz to nie istotne. Kiedyś mogło zadecydować o życiu i śmierci. Jak bezpiecznie jest zwiedzać przeszłość, nie doświadczając jej w praktyce.

Dostaję zupę, wygląda jak rosół i pachnie czosnkiem. Pływa w niej maca – żydowski chleb przaśny (niekwaszony). Smakuje mi. Kończę jeść, płacę i wychodzę.

Chciałem napisać więcej o ludziach. Chciałem napisać o gwarze ulicznych straganów, dyskutujących na uczone tematy chasydach, skrzypkach na dachu śpiewających w „tym dziwnym niemieckim języku”. Chciałem napisać o czymś, co już minęło.

W Krakowie z 45-tysięcznej społeczności żydowskiej pozostało 150 osób. I łatwo powiedzieć, że „to przez Niemców”. Czy jednak i nas nie dotyka kult typowości? Czy czasem w naszych umysłach przesiąkniętych niechęcią do inności nie roi się ochota na pozbycie się „tych innych”?

To nie niemieckość zabiła Żydów, ale nienawiść. Nie ważne więc, czy pytamy „Sag mir, wo die Blumen sind?”, czy „Gdzie są kwiaty z tamtych lat?”. Nie hańbi nas narodowość, ale nienawiść do drugiego człowieka. Historia Żydów dobitnie pokazała do czego ona prowadzi. I żeby nie skończyła się jak ta piosenka: „Czas zatarł ślad”. Ku przestrodze.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /61 wszystkich

Komentarze [4]

~mara
2009-03-16 17:34

Kompozycja reportażu nie ma ścisłych reguł. Jakie środki zastosujemy i jak napiszemy, to już zależy wyłącznie od nas. Należy jednak pamiętać, że celem reportażu jest informowanie i kształtowanie opinii czytelnika i należy go pisać z perspektywy uczestnika wydarzeń lub obserwatora. Można też mówić o cechach dobrego reportażu, do których zalicza się powszechnie: intrygujący tytuł, sprawdzone (rzetelne) informacje, brak niepotrzebnych opisów, dynamizm, odpowiedzi na tzw. dziennikarskie pytania, napięcie, emocje itp. Dobry reportaż powinien sprawiać wrażenie, jakby jego autor, pisząc tekst, nie znał zakończenia! Jakby nie wiedział, jak potoczy się opowiadana przez niego historia.

Tak więc ja pozostaję przy swoim zdaniu i nadal uważam, że reportaż Jorga jest świetny!

~anonimous
2009-03-16 11:49

Świetne to zdecydowanie za dużo, raczej ponadprzeciętnie jak na Lesera. Wydaje mi się, że brakuje po prostu wypowiedzi ludzi w tym reportażu. Twoje “ja” literackie dominuje nad resztą. No niektóre z przemyśleń nie są zbyt świeże. Ale poza tym gut!

Aneta-K
2009-03-15 22:09

świetnie napisane…

~mara
2009-03-15 15:57

Jorg – jesteś wielki! Świetny reportaż!

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 11hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry