Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

I żyli długo i…?   

Dodano 2021-06-19, w dziale felietony - archiwum

Gdyby tak moje życie mogło wyglądać jak w baśni… No właśnie, to co wtedy? Wydaje mi się, że większość osób, która kiedykolwiek tak pomyślała, miała chyba na myśli to, że wtedy nie musiałaby robić tego, na co nie ma ochoty albo nie musiałaby robić nic. Ale czy na pewno? Pomysł na taki artykuł kiełkował w mojej głowie już od dłuższego czasu, aż wreszcie znalazł ujście.

Nie zamierzam jednak po raz kolejny pisać na temat oryginalnych wersji baśni. Tym razem chciałabym się bowiem zająć tylko ich zakończeniami, które są nad wyraz często szczęśliwe. Nie zamierzam również tego krytykować, pragnę jedynie uświadomić, że w realnym życiu takie zakończenia rzadko mają miejsce./pliki/zdjecia/zyl1_0.jpg

Gdy ktoś dziś mówi o szczęśliwym zakończeniu, to raczej ma na myśli trochę inny gatunek - romans. Tak jest, romans. To gatunek stary jak świat (albo i jeszcze starszy), który pisze się zawsze według określonego schematu. Bohaterowie (dziewczyna i chłopak), w zależności od wariantu poznają się przypadkowo lub dzięki splotowi niezwykłych okoliczności, zakochują się w sobie, przeżywają chwilę próby (przymusowe rozstanie, porzucenie bądź rozdzielenie przez czynniki zewnętrzne), aby pod koniec historii znowu być razem (tu także w zależności od wersji, na ziemi lub w zaświatach) i cieszyć się własnym towarzystwem (fani Szekspira dobrze wiedzą o co chodzi). Oczywiście możliwy jest też trójkąt, ale wtedy zazwyczaj od początku wiadomo, kogo dziewczyna wybierze (istnieją naturalnie romanse z płcią męską w głównej roli, jednak te pisane są relatywnie rzadziej). Niby schemat od wieków ten sam, ale gatunek ten zawsze miał i nadal ma szerokie grono swoich zwolenników. Istnieją na szczęście autorzy, którzy nie chcą powielać i wyłamują się z tego schematu, wprowadzając konkretne innowacje, za co ja ich akurat bardzo szanuję.

Wróćmy jednak do meritum. Nawet jeśli historia bohaterów kończy się ślubem, to wcale nie musi znaczyć, że ich dalsze życie będzie usłane różami. Faktem jest, że miłość w romansach spada na bohaterów jak grom z jasnego nieba, a podejmowanie decyzji o wspólnym życiu aż do śmierci, w momencie, kiedy tak naprawdę może to być tylko zauroczenie, nie jest chyba najlepszym pomysłem. Nie chcę tutaj niczego spojlerować, dlatego postaram się powiedzieć jak najogólniej /pliki/zdjecia/zyl2_0.jpg (jeżeli jednak obawiacie się spojlerów polecam od razu przejść do następnego akapitu, chociaż nieznajomość „Krainy lodu” i „Romea i Julii” wydaje mi się mało możliwa). Disney obśmiał ten motyw, bawiąc się konwencją miłości od pierwszego wejrzenia, natomiast Szekspir w swej historii o młodych kochankach zrobił coś, co zepsuło mi odbiór tejże historii. To nie tak, że nie lubię złych zakończeń, ale robić takie rzeczy najprawdopodobniej w wyniku zauroczenia, które z czasem by się najprawdopodobniej ulotniło, nie wydaje mi się mądre (a przypominam, że Julia miała wtedy lat czternaście).

Sięgnijmy teraz do literatury fantasy. Najlepiej do takich historii, w których główny bohater walczy z odwiecznym złem, będąc jednocześnie kimś bardzo wyjątkowym, wybrańcem albo kimś innym tego typu. Zazwyczaj jest w tego typu historiach tak, że gdy antagoniści zostaną pokonani, protagoniści świętują. Ciemność ustępuje światłu, ptaszki ćwierkają, wszyscy się radują (oczywiście oprócz tych, którzy opłakują zmarłych), a potem… potem nie ma już nic. To zwyczajowy koniec historii. A co o z odpowiedzialnością za doprowadzenie do wydarzeń, które kosztowały życie wielu ludzi, co z koszmarami po takich niewątpliwie traumatycznych przeżyciach tych, którzy przeżyli, no i gdzie obrzucanie się epitetami i wzajemne obwinianie o śmierć bliskich? Na tym skupia się w swojej książce Veronica Roth, za co jej chwała, choć dla waszego dobra nic więcej o tej książce nie powiem.

/pliki/zdjecia/zyl3.jpg Wypowiem się natomiast w kwestii wizji dalszego życia bohaterów, którzy znaleźli się w takiej sytuacji. Dla mnie nie ulega najmniejszej wątpliwości, że mimo uratowania świata, każda ofiara staje się wielkim ciężarem, a poczucie winy musi ją przygniatać. Przygniatać musiała ją również wcześniej walka z potężnym wrogiem, który zagrażał życiu wszystkich innych i poczucie odpowiedzialności, jakie spoczywało przez długi czas na jego barkach. No bo tak już jakoś jest, że jak się pokona wroga, to jest się w zasadzie uwielbianym przez tłumy (choć też nie przez wszystkich). To bez wątpienia bardzo miłe uczucie. Kto by tak nie chciał. Na chwilę zapomnijmy jednak o tym i postawmy się w sytuacji takiego bohatera. Nie mamy żadnej pewności, że uda nam się zwyciężyć, choć cały świat na nas liczy. Ktoś powiedział, że jesteśmy wybrani. Mimo szkolenia i ewentualnych magicznych zdolności nie mamy niczego. A wróg? Wróg z reguły jest potężny i zabija tysiące istnień. Wszystkie te ofiary nie żyją i nic nie przywróci im życia, za co często to właśnie nas się obwinia, choć nie mamy pewności, że uda nam się te wydarzenia przeżyć. A jeśli nie przeżyjemy, to co? Zakładam, że niewiele osób tak naprawdę chciałaby się znaleźć w takiej sytuacji jak bohaterowie tych historii.

Skoro już opowiedziałam o fantastyce i romansach to może na koniec weźmy jeszcze po lupę horrory. Tutaj jest zazwyczaj pół na pół, ponieważ możliwych zakończeń jest z reguły wiele. Jeżeli bohater jest zbiorowy (grupa osób), to albo wszyscy przeżyją, albo wszyscy umrą, albo przeżyje tylko część. Można też poszaleć z tym, kto jest zły, a kto nie, zakończenie może być słodko-gorzkie, albo słodkie, albo po prostu gorzkie. Bez względu na to uważam jednak, że tak jak w wypadku fantastyki trauma nigdy nie opuści tych postaci. Nawet jeżeli na głównej postaci nie spoczywa ciężar ocalenia świata, to i tak wiele osób ma koszmary po obejrzeniu takiego strasznego filmu, a co dopiero, gdy się czegoś takiego doświadczyło. /pliki/zdjecia/zyl4.jpgJeżeli ktoś po przeczytaniu / obejrzeniu historii „To” Stevena Kinga boi się klaunów, to co ma powiedzieć osoba, która widziała to na własne oczy i uciekała bojąc się o własne życie? To musi być straszne uczucie.

Mam świadomość, że przy romansach trochę za dużo miejsca poświęciłam schematom, ale chciałam zwrócić waszą uwagę na problematykę wydarzeń dziejących się po wydarzeniach opisanych w książkach. Ja uwielbiam czytać i nie jest to bynajmniej z mojej strony krytyka literatury. Chciałam wam jedynie uświadomić złożoność procesu twórczego oraz życia jako takiego. Różnego rodzaju traumy, koszmary i problemy, to bardzo możliwe sytuacje, które bezsprzecznie się dzieją, choć już poza kartami ksiąg. Nie wydaje mi się także błędem gdy powieść kończy się słowami „I żyli długo i szczęśliwie”. Dla mnie to bowiem tylko swoiste przypieczętowanie zakończenia, które wydaje mi się bardzo istotne, aby określić, że dalsze życie bohaterów będzie już zbliżone do normalności i pozbawione takich ekscesów, jakie pojawiły się na kartach powieści.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.4 /28 wszystkich

Komentarze [2]

~Anna
2021-06-22 14:25

Bardzo ciekawie napisałaś.

~Piotr
2021-06-21 17:44

Dobre. Zmusza do analizy i przemyśleń.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry