Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Kordian – zakończenie alternatywne – cz. 2   

Dodano 2021-06-11, w dziale opowiadania - archiwum

Światło padające na bohatera oślepiało go i przez chwilę nie z bardzo wiedział, co się dzieje. Gdy przysłonił dłonią oczy, spostrzegł kilka sylwetek biegnących w jego kierunku.

- Brać go! - krzyknął jeden z funkcjonariuszy ZOMO.

/pliki/zdjecia/kor1_8.jpg Kordian nie zastanawiając się zbytnio ruszył pędem przed siebie. Biegł tak szybko jak nigdy dotąd. Co prawda zyskał nad nimi przewagę, jednak to oni mieli asa w rękawie, a mówiąc precyzyjniej na smyczy.

- Bierz go! - zawołał jeden z nich do psa, z którym ruszyli w pościg.

Amerykański pitbulterier ruszył w pogoń za Kordianem jak jakiś koń szlachetnej krwi. Gdyby był trochę wyższy i miał bujniejszą grzywę, można by go z pewnością pomylić z tym władcą dzikich stepów. Na szczęście Kordian był bardzo sprawny fizycznie i miał sporą pojemność płuc, którą zawdzięczał pobytowi na Mount Blanc. Niestety, w pewnym momencie opadł już z sił, ale los i tym razem się do niego uśmiechnął. Biegnąc postanowił nagle skręcić w boczną uliczkę, na której końcu znajdowało się wysokie, ceglane ogrodzenie. Kordian wziął rozbieg, skoczył i... uderzył boleśnie głową w ów ceglany mur, gdyż uliczka była mocno oblodzona. Pociemniało mu w oczach i stracił przytomność...

Obudził się w dziwnym pomieszczeniu, pełnym różnorakich szaf i luster. Głowa bolała go okrutnie, ale ucieszyło go, że nie siedzi w jakiejś obskurnej celi. Wstał powoli, by sprawdzić, czy może się stąd wydostać, ale pokój był niestety zamknięty od zewnątrz na klucz. Zaczął więc pukać w te drzwi i wołać, aby ktoś raczył tu przyjść i je otworzyć. Zajrzał nawet przez dziurkę od klucza, ale nic nie udało mu się zobaczyć. Po chwili wyczekiwania odszedł od drzwi i usiadł zrezygnowany na fotelu, który stał przed jednym z luster i czekał na rozwój wydarzeń. Po mniej więcej piętnastu minutach usłyszał kroki, a potem przekręcanie klucza w zamku. Klamka wyraźnie ugięła się pod naporem ręki, a drzwi otwarły się powoli.

/pliki/zdjecia/kor2_7.jpg - Dzień dobry. - przywitał się nieznajomy. Był to pokaźnej postury mężczyzna w sile wieku o poważnym wyrazie twarzy.
- Gdzie ja jestem? - zapytał Kordian, nie odpowiadając na przywitanie nieznajomego.
- W teatrze. Jeden z pracowników znalazł pana na ulicy, gdy wyszedł na chwilę bocznym wyjściem, by się nieco się przewietrzyć. Usłyszał krzyki oraz szczekającego psa, dlatego szybko wciągnął pana do środka.
- Dlaczego mi pomogliście?

Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo.

- To nie jest zwykły teatr, my walczymy o narodową świadomość - oczywiście najlepiej jak to tylko możliwe...
- A co to ma wspólnego z moim pytaniem?
- Otóż to, że bardzo byśmy chcieli, abyś wziął udział w jednym z naszych spektakli. - odpowiedział mężczyzna.

Kordian znał definicję honoru, dlatego nie mógł odmówić przysługi ludziom, którzy uratowali go przed wielkimi nieprzyjemnościami.

- Zgoda, ale co będzie, jeśli któryś z funkcjonariuszy, którzy próbowali mnie dopaść, pojawi się na spektaklu? - zapytał zmieszany Kordian.
- Wątpię, żeby któryś z nich się tu pojawił, a nawet jeśli, to i tak cię raczej nie rozpozna.

Kordian przytaknął głową. Zastanawiała go jednak jeszcze jedna rzecz. Jakim cudem teatr działał w takiej w takich warunkach?

/pliki/zdjecia/kor3_6.jpg - Jednak na razie odpocznij i przeczytaj ten scenariusz - zakończył mężczyzna i wyszedł z pokoju, ale tym razem nie zamknął go już na klucz.

W tym samym czasie Wojciech obudził się i spostrzegłszy, że w mieszkaniu nie ma Kordiana, wybiegł na zewnątrz, by go poszukać. Bezskutecznie szukał go przez dłuższy czas na ulicach Nowej Huty.

W tym też czasie Kordian z ogromnym zaciekawieniem czytał scenariusz sztuki, nie mogąc się nadziwić, bo była to sztuka o nim samym. Sceny przepełnione jego miłością do ojczyzny wprawiły go w niesamowitą euforię. Kordian zaczął szybko chodzić po pokoju i mówić sam do siebie. Prawił, że życie to taniec, że życie to śpiew, że życie to miłość, po czym wybiegł z teatru na ulicę. Świadkiem opuszczenia budynku był ów mężczyzna, z którym przed chwilą rozmawiał. Nie zatrzymał go jednak, tylko krzyknął, żeby był ostrożny. Kordian biegł przed siebie, nie za bardzo zastanawiając się nad tym, dokąd zmierza. Gdy trochę ochłonął, dotarło do niego, że takie zachowanie może wzbudzić podejrzenia, dlatego znacząco zwolnił i zaczął iść.

- Szanowny panie... - rzekł po chwili do mężczyzny, który potrącił go barkiem.
- Uważaj jak łazisz. - odrzekł ponury typ.

Kordian obrócił się i zobaczył długą kolumnę ludzi, która zaczynała się gdzieś w drzwiach sklepu, a kończyła gdzieś w dali. Przyglądał się tej scenie wielce zdumiony, aż nagle poczuł gwałtowne szarpnięcie za rękę. W pierwszej chwili pomyślał, że znów wpadł w jakieś kłopoty.

- Gdzieś Ty był?! - zawołał półszeptem ożywiony Wojciech.
- Musiałem wyjść... odreagować.
- Pewnie, od razu trzeba było pobić się z milicjantami!
/pliki/zdjecia/kor4_2.jpg - Uspokój się, już miałem z nimi przyjemność i wcale nie są tacy sprytni.

Twarz Wojciecha zmieniła się diametralnie.

- Co?
- Niewiele brakowało, abym w wyniku pewnego bardzo niefortunnego wydarzenia został aresztowany. Na szczęście pomogli mi ludzie z teatru.
- Jakie wydarzenie masz na myśli?

W tym momencie poczuli coś dostawionego do ich pleców na wysokości nerek, po czym na ich ramionach pojawiły się czyjeś dłonie.

- Pójdziecie z nami. - rzekł nieznajomy tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Grafika:

Oceń tekst
Średnia ocena: 6 /4 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry