Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Kraina za szafą   

Dodano 2022-06-22, w dziale recenzje - archiwum

Powróćmy zatem do recenzowania Opowieści z Narnii, a dokładniej mówiąc pozostałych tomów tej serii. Jak z pewnością zauważyliście, w pierwszej części nie skrytykowałam całego dorobku literackiego C. S. Lewis’a, a jedynie tę serię, korzystając oczywiście z przysługującego mi prawa (artykuł 54. Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej).

Tom piąty Opowieści z Narnii: „Koń i jego chłopiec”. W tej części serii Lewis doszedł do wniosku, że opowiadana przez niego historia jest już na tyle ciekawa, że pozwoli sobie na mały relaks i napisze teraz coś o jakimś nic nie znaczącym chłopcu, który to żył w czasach panowania czwórki dzieci z pierwszej części. Oczywiście wiem także o tym, że książki nie ukazały się w takiej kolejności, w jakiej zostały napisane, dlatego fani spierają się od lat, w jakiej kolejności należy je czytać (ponumerowano je dopiero w 1994 zgodnie z porządkiem chronologicznym zasugerowanym przez pasierba Lewisa, Douglasa Greshama). Naturalnie jest to nie mniej ciekawy temat, ale raczej na odrębny tekst. Wróćmy zatem do wspomnianej części. Zastanawia mnie, na co liczył Lewis, /pliki/zdjecia/kra1.jpg wprowadzając do powieści kolejnego chłopca, który marzy o przedostaniu się do Narnii? Czyżby chciał tym prostym zabiegiem pobudzić gasnące zainteresowanie historią? Tego akurat nie wiem, za to mogę was zapewnić, że w tym tomie chyba najwięcej dowiadujemy się o magicznym świecie Narnii, a także o kilku innych krainach, w których nie ma co prawda magicznych stworzeń, za to żyją sobie zwykli ludzie. Przyznam, że teraz nie rozumiem, dlaczego w pierwszych częściach mieszkańcy Narnii aż tak bardzo ekscytowali się widokiem czwórki dzieci, skoro w ich sąsiedztwie istnieje kilka krain, w których też żyją ludzie? No i kolejna kontrowersyjna sprawa. Chrześcijaństwo oczywiście jedyną prawdziwą religią. Islam jest za to zły. Ciemnoskórzy są także źli (czyżby autor był rasistą?). Turcja i Arabia zła. Wschód zły. To na swój sposób dziwne, bo Narnia wydaje się być jednak mocno przesiąknięta wschodnią kulturą, ale wyznawana tam religia z pewnością nie jest Islamem, choć trudno nie dostrzec zwyczajów zaczerpniętych właśnie stamtąd. I co? Wszyscy ci ludzie są źli, a tych dobrych można policzyć na palcach jednej ręki. Monarchowie są z kolei przedstawieni nie jak dojrzali ludzie, ale bardziej jak duże dzieci. Ich zachowanie nie przypomina jednak ani zachowania dzieci, ani dorosłych. Takie trochę dziwaczne twory.

Tom szósty Opowieści z Narnii: „Siostrzeniec czarodzieja”. Myślę, że nie tylko ja, czytając część pierwszą serii, podejrzewałam, że ten przemiły, starszy pan musiał jednak coś o Narnii wiedzieć, ale dopiero w część szóstej znalazłam potwierdzenie tych moich przypuszczeń. Ta część to powrót do przeszłości, czyli do czasu, w którym powstała Narnia. Dopiero teraz się dowiadujemy, skąd się tam wzięły zarówno magiczne, mówiące zwierzęta jak i ludzie. Tak, tak, drodzy państwo, ludzie żyli w tym świecie od początku i co więcej, oni również przybyli tam z realnego świata. Nawet zostali królewską parą i mieli dzieci. Jest też mowa o przodkini czarownicy (uspokajam - to poprawne słowo). I jest to niezwykle osobliwa postać, bo chciała przejąć władzę nad realnym światem (ciekawe są też reakcje ludzi, wokół których zaczynają się nagle dziać niespotykane rzeczy). Samo stworzenie tej magicznej krainy przypomina mi jako żywo historię o biblijnym stworzeniu świata. /pliki/zdjecia/kra2.jpgA jeśli kogoś zainteresowało uniwersum kreowane od początku przez Lewis’a, to ta część może to być dla niego niezłym prequelem.

Tom siódmy Opowieści z Narnii: „Ostatnia bitwa”. Jak wymownie sugeruje tytuł, to ostatnia z części tej serii. Autor wyszedł z założenia, że w finale powinni pokazać się wszyscy, którzy w tej historii zaznaczyli swój ślad. Tak więc widzimy teraz powrót wszystkich postaci, które były głównymi bohaterami części poprzednich. No, prawie wszystkich, bowiem nie ma wśród nich Zuzanny, która „nie jest już przyjaciółką Narnii”. A wiecie dlaczego? Ponieważ: „Teraz interesują ją tylko nylonowe pończochy, szminki i zaproszenia na przyjęcia. Zawsze strasznie chciała być dorosła.” (czyżby Lewis był także mizoginem?). Tego nie wiem, ale ewidentnie widać, że typowe kobiece słabostki nie są przez niego mile widziane. Coś w tym jednak być musi, bo Łucja, Julia i inne żeńskie postaci mają moim zdaniem typowe cechy przypisywane raczej chłopcom, połączone jedynie z delikatnością. Cech typowo dziewczęcych nie mają, a o odkrywanie własnej seksualności, tak typowej dla dziewcząt w tym wieku, nawet nie odważę się wspomnieć, bo rozumiem, że to już za bardzo kłóciłoby się z jego misją ewangelizacyjną. Oczywiście następuje koniec magicznej Narnii. Mieszkańcy, stojący po jasnej stronie mocy, wygrywają ostateczną bitwę z tymi złymi, ale lew Aslan sprawia, że duża część magicznych zwierząt na powrót staje się zwyczajnymi (tylko nieliczne zachowują umiejętność mówienia). A swoją drogą ciekawe, czym kierował się Aslan odbierając ten dar akurat tym, a nie innym. Bohaterowie orientują się, że ich Narnia, jest teraz bardziej rzeczywista, a tamta poprzednia, była jedynie cieniem tej obecnej. Lew tłumaczy, że rodzeństwo Pevensie zmarło w wypadku kolejowym, dlatego znajduje się tutaj, bo teraz miejsce to jest rajem dla wszystkich, zarówno Narnijczyków jak i ludzi z rzeczywistego świata. Finał jak nic przypomina tekst Apokalipsy wg świętego Jana.

Bohaterowie, przynajmniej większość z nich, spójni, ale kompletnie do mnie nie przemówili. Łucja – nie zachowywała się jak mała dziewczynka, tylko jak bardzo małe dziecko. Z jednej strony dzielna, z drugiej nie tyle moim zdaniem wrażliwa, co płaczliwa. Edmund zaś zdradził za magiczne ptasie mleczko bądź też rachatłukum (okropnie irytowało mnie, że nie było jasno powiedziane czy to za to pierwsze, czy też za drugie, ponieważ to pierwsze i ja też uwielbiam, drugiego zaś nienawidzę). /pliki/zdjecia/kra3.jpgZuzanna – niby taka dobra, miła, dziewczęca, ale z drugiej strony wyczuwałam w tym wszystkim jakąś nieszczerość, co mi bardzo przeszkadzało. Piotr z kolei był niby najstarszy, ale często zachowywał się jak głupek i mały dzieciak. Odnoszę wrażenie, że wszystkie postaci są trochę dziwaczne i przede wszystkim mają sporo cech niepasujących do ich wieku. Większość z nich denerwowała mnie swoim zachowaniem, chociaż miała być dobra, miła i lubiana przez czytelników.

Narnijczyków Lewis pokazuje wyłącznie w drugim planie, przez co nie za wiele się o nich dowiadujemy. Faktem jest, że niektórzy z nich dostają czasem swoje pięć minut, ale szybko ustępują miejsca dzieciom. Te zaś są mało zróżnicowane. Dziewczynki są generalnie trochę strachliwe ale też dzielne, a chłopcy są odważni, choć niekiedy strachliwi. W sumie jedni i drudzy zachowują się i reagują w podobny, mocno nienaturalny sposób. Dorośli są z kolei albo zbyt sztywni, formalistyczni, albo zbyt dziecinni, co wygląda co najmniej dziwacznie, ale na dobrą sprawę w porównaniu do wspomnianych infantylnych dzieci, które wygłaszają kwestie nietypowe dla osobników w tym wieku i tak wygląda to nie najgorzej.

Aslan w każdej części jest wielbiony przez główne postacie, co trochę dziwne, bo naprawdę właściwie to nic takiego niezwykłego nie robi. Z reguły zjawia się w ostatniej chwili, zbiera laury, często straszy głównych bohaterów, a i tak wszyscy go pokornie słuchają. W pierwszej części dzięki swej aurze tajemniczości, mocy i poświęceniu zyskuje w oczach czytelnika, ale już kolejne części pokazują go jako postać, która czeka, załatwiając wszystkie sprawy rękoma innych. Sama nie wiem, czy bez niego bohaterowie serii nie poradziliby sobie równie dobrze. Rozumiem, nauka i w ogóle, ale na miły Bóg wszystkowiedzący lew mógłby jednak dać coś więcej od siebie. W pierwszej części wykazywał jeszcze jakąś aktywność, ale w pozostałych był już tylko postacią idealizowaną i powszechnie szanowaną (co do tego /pliki/zdjecia/kra4.jpgchyba nie tylko ja mam jednak całkiem sporo wątpliwości). Przypomnę choćby tylko fakt, że to on pozwolił na wymordowanie wielu tysięcy postaci za czasów rządów Białej Czarownicy, przed ponownym pojawieniem się czwórki dzieci, aby pomóc księciu Kaspianowi. Oczywiście nie jest dla mnie tajemnicą, że Aslan jest w tej serii alegorią Chrystusa. Zauważcie, że już na sam dźwięk jego imienia dzieci czują się błogo i choć nigdy wcześniej go nie spotkały, to czują silne emocje. Aslan jest więc nieśmiertelnym bogiem Narnii o niesamowitej energii i najwyższej dobroci. Jednak Lewis unika mówienia tego wprost, dlatego przedstawia go jako wielkiego i dobrego króla, który jest wzniosły i odległy, choć namacalny. Tak więc autor daje nam nowego boga w postaci lwa i co w tym wszystkim dość niezwykłe, daje mu także magiczne moce (wszyscy znamy stosunek chrześcijaństwa do magii). A zwróciliście uwagę na to, że Aslan pojawia się w Narnii wraz z Bożym Narodzeniem?

Narzędzie ewangelizacji. To chyba jeden z głównych zarzutów, jakie stawia się autorowi tej serii. Autor zapożycza ogromną liczbę motywów i symboli, głównie chrześcijańskich, ale też z astrologii, a także postaci i idei, gównie z mitologii greckiej i rzymskiej jak również z baśni irlandzkich. Odniesienia chrześcijańskie znajdziemy tu bowiem w każdej z części i w prawie każdej postaci. Wielu czytelników uważa to co najmniej za niesmaczne, choć nie brakuje też takich, którzy mówią otwarcie o jawnej dyskryminacji innych religii (o niechęci do kobiet i seksizmie już wspominałam). A co o tym sądzi sam autor? /pliki/zdjecia/kra5.jpgC.S. Lewis był mężczyzną, który w młodości odszedł od chrześcijaństwa, by w dojrzałym wieku do niego powrócić. Mimo to stanowczo zaprzecza, by od początku pracy nad tą serią powieści planował umieścić w nich koncepcje teologiczne. W wydanej pośmiertnie (przez wykonawców testamentu) antologii krytyki literackiej znajdujemy takie oto słowa: „Niektórym się chyba wydaje, że chciałem w tej mojej serii opowiedzieć coś dzieciom o chrześcijaństwie, dlatego najpierw wybrałem baśń jako właściwe narzędzie, następnie zebrałem ważne informacje na temat psychiki dziecka, utworzyłem listę prawd chrześcijańskich i na koniec stworzyłem alegorie, aby nadać temu wszystkiemu formę. To czysty nonsens. Nie mógłbym pisać w ten sposób. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od obrazów: faun niosący parasolkę, królowa w saniach, czy lew. Na początku nie było w nich nic chrześcijańskiego, ale ten element jakoś tak sam wplótł się w pewnym momencie w tę historię. To miała być powieść o wartościach: o braterstwie, walce, poświęceniu i miłości. Chciałem wyraźnie pokazać siłę szczerości, przywiązania i odwagi oraz napiętnować zdradę, zarozumiałość i egoizm. " Czy mu się to udało?

To naturalnie moja subiektywna ocena. Podziwiam naturalnie wykreowany przez niego świat i zachęcam wszystkich do przeczytania całego cyklu, by wyrobić sobie własne zdanie, które wcale nie musi być zgodne z moim. Wprawdzie do tej pory zekranizowano jedynie pierwsze trzy części serii, a czwarta jest na etapie produkcji, ale podejrzewam, że za kilka lat i to także się zmieni, i cały cykl będzie można sobie obejrzeć na małym lub wielkim ekranie. Obejrzeć, to jednak nie to samo, co przeczytać.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.4 /13 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 98luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry