Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Magia fałszywego proroctwa   

Dodano 2021-02-23, w dziale recenzje - archiwum

W czasach, gdy polskie kino rodziło perły, które podziwiali nawet przedstawiciele amerykańskiej akademii filmowej i narzucało artystyczny kierunek naszym "sąsiadom", powstał niezwykle oryginalny film, a może bardziej eksperyment filmowy w reżyserii Tadeusza Konwickiego, którego dziś kojarzymy chyba znacznie bardziej jako pisarza niż jako reżysera. Jego ,,Salto" z 1965 roku, bo o nim mowa, to dzieło enigmatyczne, którego oś fabularna ginie pod grubą warstwą niejasnej i nie w pełni zrozumiałej symboliki. Ta tajemniczość i alegoryczność wprowadza ogromny ciężar gatunkowy, który sprawia, że niełatwo widzowi ten film strawić, ale też i się od niego oderwać. Chłoniemy więc te wszystkie zawiłości i karmimy się tą niezwykle magiczną i niepokojącą atmosferą, którą udało mu się osiągnąć najprostszymi środkami.

/pliki/zdjecia/sal1.jpg Konwicki stworzył coś w rodzaju kina literackiego, opartego niemal wyłącznie na poetyckiej kompilacji monologu i dialogu, oczywiście wedle autorskiego scenariusza. Wielu krytyków i miłośników kina uważa, że prawie każde zdanie wypowiedziane w tym filmie coś wnosi, a co drugie zyskało status kultowego i weszło do powszechnego użytku. Nie przeszkadza to jednak, by znakomite zdjęcia Kurta Webera i rewelacyjna muzyka Wojciecha Kilara żyły tu odrębnym życiem. Na koniec dodam jeszcze, że w obrazie tym zagrali najwybitniejsi powojenni polscy aktorzy, a ich obsadzenie w poszczególnych rolach, choć pozornie zaskakujące, zapewne też nie było przypadkowe.

Do ospałego, smętnego miasteczka na ziemiach odzyskanych przyjeżdża nieznany mężczyzna (Zbyszek Cybulski). Wyskakuje z pociągu i skrycie przedziera się przez pola i rzeczkę niczym zbieg. Dociera w końcu do celu swej podróży, domu "Dobrego Człowieka" (Gustaw Holoubek). Przedstawia się jako Kowalski, ale każe mówić do siebie Malinowski, gdyż podobno musi się ukrywać i nie chce zostać rozpoznany. Twierdzi, że doskonale zna zarówno ten dom jak i jego gospodarza, gdyż podczas okupacji uratował mu życie, choć ten drugi jakoś sobie tego faktu nie przypomina. Prosi go jednak o możliwość przenocowania w pokoiku na strychu, na co otrzymuje zgodę. Zapada noc. Mężczyzna próbuje zasnąć, ale ze snu budzi go koszmar, który nawiedza go nie pierwszy raz. Na ekranie widzimy wówczas dwóch żołnierzy mierzących do niego z broni i trzeciego, który odczytuje wyrok. Jest to scena niema, słychać jedynie szczęk przeładowywanej broni. Widzowi naprawdę trudno ustalić, co to za żołnierze, ale nie ma wątpliwości, że chodzi o egzekucję. /pliki/zdjecia/sal2.jpgZaczyna się więc zastanawiać, czy za tą egzekucją stoi AK, AL, a może Wehrmacht? Następnego ranka Obcy poznaje w ogrodzie córkę gospodarza, Helenę (Marta Lipińska), którą próbuje uwieść, ale ta go skutecznie zbywa. W odwecie demaskuje publicznie jej nieszczęśliwą miłość do lokalnego pijaczka i bawidamka (Andrzej Łapicki). Mieszkańcom miasta przedstawia się jako czarodziej. Wróżce wróży z ręki, a staremu Żydowi, który jest trochę podobny do słynnego nieżyjącego już od dawna aktora Blumenfelda, wmawia, że on nie jest podobny, tylko jest tym aktorem. Przełomem w jego relacjach z miejscowymi mieszkańcami jest bez wątpienia przypadkowe uzdrowienie ciężko chorych synów lokalnego poety (Wojciech Siemion). Od tego momentu zyskuje w ich oczach stygmat proroka i topi się w swoim kabotyństwie, przemawiając do tych groteskowych postaci. Niechęć a nawet nienawiść budzi jedynie w poecie. Opowiada ludziom w miasteczku, którzy są odbiciem polskiego powojennego społeczeństwa, różne warianty swego życiorysu, gubiąc się w swoich mitomańskich opowieściach. Raz mówi, że był na wojnie, innym razem, że się ukrywa i grozi mu niebezpieczeństwo, raz, że nigdy nie miał kobiety, a innym razem, że jadąc tu, opuścił właśnie żonę i dzieci. Daje się zaprosić na imprezę rocznicową, podczas której zostaje zdemaskowany i sprowadzony z powrotem na ziemię przez ludzi, którzy go hołubili. Taki koniec spotkał tego kabotyna bełkoczącego o swej mesjańskiej ofierze w imię zbawienia. Podczas tej imprezy Blumenfeld recytuje wiersz i śpiewa piosenkę, a przepełniony nienawiścią do niego poeta recytuje w jego stronę dramatyczny wiersz o upadku, który jest chyba parafrazą "Spadania" Różewicza, po czym celuje do niego z nienaładowanej broni. Bohater pada. /pliki/zdjecia/sal3.jpgPo dojściu do siebie wstaje i porywa wszystkich zgromadzonych do tańca, który jako żywo przypomina ekstatyczne wielbienie Boga przez Chasydów albo chocholi taniec z „Wesela” Wyspiańskiego. Orgiastyczne figury, nazywane przez naszego bohatera "saltem" przerywa jednak nadejście kobiety z dziećmi (Iga Cembrzyńska), która oznajmia, że jest żoną tego przybysza, a ten to człowiek, to dziwkarz, łgarz i łazęga, którego tak długo nie ma w domu, aż go ludzie nie przegnają z miejsca, do którego przybył. Tak jest i tym razem. Obcy ucieka przed ludźmi rzucającymi za nim kamieniami. I tym powrotem do pierwszych kadrów filmu historia zatacza koło. Bohater znów przedziera się przez rzeczkę i zarośla, ale tym razem wskakuje w biegu do pędzącego pociągu…

Niebanalny film pokazujący gorzką prawdę o powojennych czasach i polskich, romantycznych namiętnościach, których historia nie zdołała nijak rozwiać. Konwickiego krytykowano za zbyt biograficzny i autoironiczny charakter tego filmu, ale moim zdaniem ta autoironia i ten cynizm wymierzony przecież nie tylko w istotę losu artysty, nieszczęśliwego szarlatana czy też proroka nietrafionych idei, właśnie go broni. To także groteska na istotę martyrologicznych naleciałości. Tu każdy bohater jest trochę śmiesznym nieudacznikiem, który wzbudza po trosze litość, co jest poniekąd sensem jego istnienia. Taki stan rzeczy popycha w ramiona romantycznego mesjanizmu, gwiazdki z nieba, która może sprawić cud. Przybycie tajemniczej persony daje jednak nadzieję na uwznioślenie i zbawienie. Ale chyba na próżno.

Co można jeszcze dodać oceniając postać wędrownego mędrca? Chyba nic, chyba, że skupimy się na brawurowej kreacji Zbyszka Cybulskiego. /pliki/zdjecia/sal4.jpgMam wrażenie, że postać Kowalskiego to alter ego aktora bądź też jego karykatura, choć wielu uważa, że Konwicki tą postacią chciał pokazać własną karykaturę. Cybulski jest tu nad wyraz śmiały w swoim pozerstwie i nie obawia się wytarzania w błocie własnej legendy zbudowanej w filmie ,,Popiół i diament". Nie wiem, jak było naprawdę, ale mam wrażenie, że film ten to wyraz odrzucenia cukierkowego wizerunku polskiego herosa czasów wojny, którego w tamtym okresie mieli dość bezsprzecznie prawie wszyscy Polacy. Ciekawe, że ów proroczyna ma na ekranie tę samą kurtkę i te same okulary jakie w "Popiele i diamencie" nosił Maciek. Wielu krytyków twierdzi, że to jego najlepsza kreacja i trudno się z tą opinią nie zgodzić. Zrobił w końcu to, co z całego serca pragnął zrobić po premierze wspomnianego powyżej filmu, czyli odciąć się od legendy Maćka, którą naiwni i pogrążeni w swym romantyzmie Polacy pragnęli jeszcze kultywować. Niestety, los sprawił, że ostatnia klatka z życia Cybulskiego wyglądała tak jak ostatnia klatka z tego filmu, z tym że Cybulski wylądował pod kołami pociągu.

Nietuzinkowym przypadkiem bohatera jest w tym filmie również poeta, pogrążony w nienawiści, chorobliwie niechętny i grzęznący w swych kompleksach. Jego antypatia do proroka nie bierze się z niechęci do niego jako człowieka. To bardziej nienawiść do charyzmy wieszcza, której pragnął, a której to los mu poskąpił. To taki po trosze Hrabia Henryk z "Nie-boskiej komedii" Krasińskiego. Niby odgraża się przybyszowi swoimi wierszami, ale wzbudza tym jedynie ogólne politowanie. Mistrzowska kreacja Wojciecha Siemiona, który potem nie miał już okazji wcielić się na ekranie w tak głęboką postać. Wspaniale poradziła sobie z zagraniem śmiesznej, ckliwej amantki młodziutka i przepiękna Marta Lipińska (jakże inna od obecnej Michałowej z „Rancza"!). /pliki/zdjecia/sal5.jpg Obsada innych ról nie daje mi jednak spokoju. Przyznacie chyba, że obsadzenie Holoubka w roli małorolnego chłopa albo też Łapickiego w roli zdegenerowanego menela, zdecydowanie intryguje. Mnie kompletnie nie pasuje. Domyślam się, że to nie przypadek tylko świadomy zabieg reżysera, ale nie potrafię zrozumieć, co chciał tym zabiegiem osiągnąć. Tak czy inaczej obaj panowie poradzili sobie rewelacyjnie, a każde ich pojawienie się na ekranie zdecydowanie przykuwa uwagę i elektryzuje. Nie mniej udane kreacje stworzyli również Włodzimierz Boruński w roli Blumenfelda i Zdzisław Maklakiewicza jako wojenny weteran.

Trudne to kino i trochę przygnębiające. Ale czy nie taka powinna być opowieść alegoryczna, w której literacka konstrukcja równoważona jest bogactwem obserwacji, a wzniosłe momenty natychmiast konfrontowane z rzeczywistością zapyziałego, powojennego miasteczka? „Salto” Konwickiego wyróżnia także świetna, zsubiektywizowana narracja i rewelacyjne dialogi. Dla mnie ten film to arcydzieło, któremu absolutnie nic nie brakuje. To według mnie szczytowe osiągnięcie tego genialnego intelektualisty i bezsprzecznie najciekawszy eksperyment filmowy lat 60. Wstyd nie znać, a jeszcze większy nie docenić.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.3 /21 wszystkich

Komentarze [2]

~Max
2021-02-24 16:32

Przeczytalem i powiem Ci ze teraz mam ochotę to obejrzeć.

~loll
2021-02-23 21:35

Swietne. Mnie zaintrygowales.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na lwa (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 96luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Gutek 22gutek

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry