Mam dość!
Na wiosnę wszyscy baliśmy się tej pandemii i to bardzo, ale z czasem zaczęliśmy się jednak do tego strachu przyzwyczajać. Z jakiegoś niejasnego powodu zaczął się on od nas oddalać i przyjmować bardziej wirtualny charakter. Może wynikało to z tego, że statystyki zachorowań przez długi okres oscylowały w tych samych granicach, a przedstawiciele rządu utwierdzali nas w przekonaniu, że nad wszystkim panują?
Taka sytuacja trwała kilkanaście tygodni, a późniejsze łagodzenie wprowadzonych wiosną rygorów epidemicznych i kolejne uspokajające opinię publiczną wypowiedzi najwyższych urzędników państwowych niosły ulgę i przekonywały, że epidemia ma się już ku końcowi i możemy zacząć powoli oddawać się radościom życia. Tę myśl wielu z nas bardzo szybko wprowadziło w czyn, czyli zaczęło wracać do życia, jakie pamiętamy sprzed epidemii i ani się obejrzeliśmy, jak statystyki zachorowań znów poszybowały dramatycznie w górę. Od kilku tygodni mierzymy się więc z dramatyczną sytuacją i widzimy, jak nierówna jest ta walka z wirusem i jak niewiele tak naprawdę możemy zrobić, by to zagrożenie powstrzymać. Zaczęło do nas docierać, że ten wirus to żadna tam utopia. On jest realny i to na wyciągnięcie ręki, gdyż w odróżnieniu od wiosny dziś coraz częściej docierają do nas wiadomości, że ktoś z naszych krewnych lub znajomych został odizolowany w kwarantannie bądź wylądował w stanie ciężkim w szpitalu pod respiratorem. Statystyki zachorowań przerażają. Nie dziwi więc, że strach powrócił i to spotęgowany. Co będzie dalej? Czy świat znów się zatrzyma? Tego nie wie nikt, ale myśli te nie opuszczają nas ani na chwilę i nie pozwalają też spokojnie spać. Myślę, że większość z nas próbuje te swoje lęki jakoś oswoić, ale przyznam, że mnie nie idzie to najlepiej.
Przestałem również oglądać programy informacyjne w telewizji i przeglądać informacyjne portale, bo takiej ilości złych informacji nie jestem już w stanie po prostu organicznie znieść. Powiedziałem basta. Wystarczy mi już tych dramatycznych informacji o rozwoju epidemii i ludzkiej bezradności w jej obliczu oraz o przeróżnych aferach z nią związanych. Dość już mam także tych wszystkich wojenek na szczytach władzy oraz tych fake newsów, którymi jesteśmy każdego dnia zasypywani. Mam tego serdecznie dość. I zastanawiam się, co takiego powinno się wydarzyć, żeby moi rodacy znów zaczęli ze sobą rozmawiać i stanowić wspólnotę, tak, jak to było onegdaj i czy to jest jeszcze w ogóle możliwe? Nie wiem, czy zgodzicie się ze mną, ale odnoszę wrażenie, że obecnie mamy w pewnym sensie sytuację trochę jak w Korei. Zbudowaliśmy między sobą potężny mur z nienawiści, w którym nie ma żadnego przejścia. Tak więc wojna polsko-polska toczy się w najlepsze. A może tak musi już być? Może my, Polacy, mamy w swoich genach to, że musimy mieć jakiegoś wroga, musimy mieć z kim walczyć, bo to pozwala nam się dowartościować i poczuć się lepszymi ludźmi, niż naprawdę jesteśmy? Przekonują mnie o tym zachowania moich rodaków, którzy kochają mieć zawsze rację i zupełnie nie interesuje ich opinia ludzi, którzy mają inne zdania. Zatraciliśmy gdzieś umiejętność słuchania innych, za to pielęgnujemy i rozwijamy w sobie umiejętność przekonywania innych do swoich racji, nie przebierając przy tym w środkach. Przeraża mnie, gdy obserwuję w mediach ostatnie wydarzenia w moim kraju i nie bardzo mi się podoba, że na własne życzenie chcemy wrócić do mroków średniowiecza, choć widzę, że wielu z nas to się jednak podoba. Nie rozumiem tego zacietrzewienie, tej nienawiści i braku zrozumienia dla racji innych ludzi oraz tej niesamowitej agresji skierowanej w stronę myślących inaczej i nie chcę żyć w takim świecie. Zaczynam się również coraz poważniej zastanawiać, czy napięcia w naszym kraju nie doprowadzą w końcu do wojny domowej? Możecie się śmiać, ale ten mój lęk, gdy się tak nad tym poważnie zastanowić, nie jest znów taki nieuzasadniony.
Irytuje mnie także i to, że w mediach od miesięcy królują głównie celebryci, którzy zabierają głos na dosłownie każdy tematy, choć według mnie nic nie uprawnia ich do wypowiadania się w kwestiach, o których zazwyczaj nie mają większego pojęcia. To jakaś kompletna paranoja. Czy ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć, dlaczego to celebryci nauczają dziś nas, Polaków, jak mamy żyć i mówią nam autorytatywnie, co nam wolno robić, a co nie? Wytłumaczcie mi proszę, co sprawiło, że ludzie, którzy znani są głównie z tego, że są znani, stali się dziś dla wielu moich rodaków autorytetami etycznymi, moralnymi bądź też naukowymi i dlaczego wolimy słuchać ich wypowiedzi, niż wypowiedzi ekspertów, którzy dysponują konkretną wiedzą w takiej bądź innej dziedzinie? Czyż tak nie byłoby rozsądniej?
Ten nasz świat można widzieć i oceniać bardzo różnie i wszyscy mamy do tego prawo. Mamy też prawo się mylić, dlatego zawsze warto wysłuchać opinii innych, bo być może to oni mają rację. Moim zdaniem to, że często różnimy się w ocenie różnych zjawisk, jest wartością samą w sobie. Dopóki te nasze światy przenikały się pokojowo, a nasze działania nie wyrządzały innym krzywdy, czuliśmy się bezpieczni. Czy dziś możecie tak jeszcze powiedzieć?
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?