Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Metro   

Dodano 2017-10-04, w dziale opowiadania - archiwum

Wiedeń zawsze wyglądał tak samo. Nie ważne, czy był to środek zimy, a skute lodem chodniki uniemożliwiały swobodne poruszanie się, czy też słoneczne lato i trzydziestostopniowy upał, w którym nie jedno czoło lśniło kroplami potu. Wszędzie było pełno spieszących się dokądś ludzi. Ci zamyśleni i smutni ludzie nigdy się nie zatrzymywali, nie patrzyli na to, co dzieje się dookoła nich. Dla nich liczył się tylko czas, którego za wszelką cenę starali się nie stracić.

Lucy była zupełnie inna. Drobna, wesoła blondynka, z najszczerszym uśmiechem w tym jakże brzydkim mieście. Zawsze robiła to, co chciała i żyła według własnych zasad. Peter uwielbiał ją obserwować. Od dnia, kiedy pierwszy raz spotkali się na uczelni, minęło tak wiele czasu, a jego zainteresowanie tą dziewczyną ciągle rosło. Ubierała się jak kompletna wariatka, zwracając na siebie uwagę wszystkich./pliki/zdjecia/met1_0.jpg Uwielbiała wręcz kolorowe i wzorzyste ubrania, a na jej głowie często gościły wielkie kapelusze, przyozdabiane najróżniejszymi kwiatami w kolorach tęczy. W jej ręku można było za to często zauważyć książkę, bo lubiła czytać w dosłownie każdej wolnej chwili. Dawniej był to główny temat rozmów Lucy i Petera. Każdego dnia, w trakcie przerw między kolejnymi wykładami, chłopak starał się znaleźć na uczelnianym korytarzu tę bajecznie kolorową dziewczynę i wypytywał ją o powieść, którą w danej chwili czytała. Uwielbiał słuchać, z jaką pasją potrafiła opowiadać o tym, co przytrafiło się bohaterom w rozdziale, przez który ostatnio przebrnęła. Byli "książkowymi przyjaciółmi", jeśli można to tak nazwać. Nie wiedzieli o swoim życiu zbyt wiele, jednak doskonale potrafili określić, jaki gatunek literacki najbardziej lubi to drugie albo jak szybko potrafi przeczytać jedną stronę książki, napisaną czcionką o rozmiarze 10.

Wszystko zmieniło się tego dnia, gdy Peter musiał opuścić uczelnię. Stracił rodziców i dom w pożarze. Był załamany i przerażony tym, co czeka go w przyszłości. Nie stać go było na dalsze studiowanie, a nawet na wynajęcie małego mieszkania czy pokoju w stolicy. Na szczęście miał ciotkę w Wiedniu. Co prawda nienawidził jej z całego serca, z resztą z wzajemnością, ale musiał się zgodzić na zamieszkanie z nią. Nie miał innego wyjścia, a wspomniana kobieta winna była jego rodzinie przysługę, więc również się nie sprzeciwiała. Peter spędzał jednak w jej domu tak niewiele czasu, jak tylko mógł. Zwykle przesiadywał całe dnie na stacjach metra i podróżował nim na gapę. Obserwował ludzi i rozmyślał nad ich historiami. Szukał też jakiś dorywczych prac, dzięki którym mógł zarobić parę groszy, bo nikt nie chciał go zatrudnić na stałe. Jego kontakt z Lucy się urwał. Wstydził się, że ma problemy i że jedynym jego zajęciem stało się bytowanie na ławkach w mieście. Oczywiście bardzo brakowało mu tych rozmów o ulubionych powieściach i zaczął już godzić się z utratą dziewczyny, aż pewnego słonecznego dnia znowu ją zobaczył.

Był poniedziałek. Peter siedział już od rana na głównej stacji metra, obserwując, jak pracownicy wielkich korporacji pędzą na złamanie karku, by zdążyć wsiąść do odpowiedniego wagonu i nie spóźnić się do pracy ani o minutę. W pewnej chwili minął go bezdomny mężczyzna, żebrający o pieniądze na jedzenie. Peter zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie pomoc najbliższej rodziny mógłby skończyć tak samo. Dał mu jednak trochę drobnych. Sytuacje, z jakimi musiał się już w życiu mierzyć, sprawiły, że nauczył się udawać twardego, choć w środku nadal był wesołym i bardzo wrażliwym chłopcem. Chował oczy za ciemnymi okularami swoje podkrążone oczy, a od dawna niestrzyżone włosy zakrywał kapturem bluzy. /pliki/zdjecia/met2a.jpg To pomagało mu czuć się niewidzialnym, dzięki czemu był w stanie spędzać całe dnie pomiędzy ludźmi.

Kiedy Peter karmił okruszkami, z trzymanej w dłoniach kanapki, jednego z gołębi siedzących przy jego ławce, coś przykuło jego uwagę. Przez chwilę siedział jak wmurowany i myślał, czy aby na pewno mu się nie przewidziało, jednak po głębszym zastanowieniu był pewny. W tłumie ludzi wsiadających do metra mignęła mu dziewczyna w kolorowej sukience i żółty kwiat wpięty w jej długie, blond włosy. Zerwał się na równe nogi i w ostatniej chwili udało mu się wskoczyć do wagoniku metra. Nie wiedział, po co to zrobił, bo nie miał zamiaru do niej podejść, by się przywitać i porozmawiać. Minęło już tak wiele czasu i coś mu mówiło, że i ona pewnie by go już nie poznała. Rozejrzał się dookoła i zajął miejsce, z którego dokładnie widział blondynkę. Jechał naturalnie na gapę, jak za każdym razem. Chyba pobił już światowy rekord ilości niezakupionych biletów na metro. Wolał spożytkować swoje oszczędności na rzeczy ważniejsze.

Pociąg minął sześć, może siedem stacji, a Peter siedział niespokojnie i jedyne co miał w głowie, to chęć powrotu dawnych dni. Chciał zwyczajnie podejść do Lucy i zapytać ją o to, jaką ciekawą książkę ma mu do polecenia tym razem, jednak nie miał na tyle odwagi. Przejechali jeszcze kilka stacji, po czym dziewczyna wstała z miejsca i gdy tylko drzwi się otworzyły, wyszła z wagonu szybkim krokiem i popędziła w stronę głównej ulicy. Chłopak zastanawiał się, czy powinien za nią pójść. Bardzo chciał wiedzieć, co dzieje się teraz w jej życiu, czy nadal studiuje, a może ma jakąś pracę. Niestety, po wyjściu z wagonu nogi się pod nim ugięły. Zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna w każdej chwili może go zauważyć i pomyśleć, że jest najzwyklejszym psychopatą, który ją śledzi. Został więc na stacji i gdy tylko pojawił się w tunelu powrotny skład, wrócił do domu.

Przez następne tygodnie codziennie widywał Lucy w metrze. Zastanawiał się, jak to możliwe, że nigdy wcześniej jej tu nie spotykał. Zawsze wysiadała na innej stacji. Jeździł z nią jednak tymi samymi wagonami i obserwował. Często starał się odgadnąć tytuł książki, która w danej chwili podróżowała z blondynką, jednak było to trudne, biorąc pod uwagę dystans, który utrzymywał. Z jednej strony bardzo nie chciał zostać przez nią zauważony, ale z drugiej czuł ogromną potrzebę znalezienia się blisko niej. Przypominała mu o dawnych czasach, kiedy los jeszcze nie płatał mu niemiłych figli i był po prostu szczęśliwy. Jednakże los ów, któregoś dnia znowu postanowił sobie z niego zażartować...

Dzień był wyjątkowo ponury. Deszcz padał nieustannie, a wiatr wiał tak mocno, że gdyby Peter ważył o pięć kilogramów mniej, pewnie porwałoby go daleko stąd. Już od rana siedział na ławce i czekał, aż znowu ujrzy szczupłą sylwetkę Lucy, /pliki/zdjecia/met 3.jpgbiegnącą we wzorzystej sukience, aby zdążyć dotrzeć w tajemnicze miejsce, na odpowiednią godzinę. Ten widok mógł mu rozpogodzić nawet najbrzydszy dzień.

- Przepraszam. Czy mogę? - Zza pleców dobiegł go słodki, damski głos. Odwrócił się, ale prawie od razu pożałował tej decyzji. Tuż za nim stała właśnie ona. Czarna sukienka w czerwone maki, a w ręku parasol w tęczowe serduszka. Wskazywała głową na miejsce obok Petera. Było to bardzo dziwne, ponieważ ławki na stacjach zazwyczaj zajmowali ludzie, którzy wcale nie chcieli nigdzie jechać. Ci, którzy znali cel swoich podróży, stali niespokojnie, wskakując prawie na tory, byle tylko móc wejść do odpowiedniego wagonu, gdy kolejka podjedzie.
- Proszę. - Odpowiedział, najciszej jak tylko mógł i odwrócił głowę w zupełnie inną stronę. Nie chciał, aby ta rozmowa toczyła się dalej, bo w końcu wyjdzie na jaw kim naprawdę jest. Poprawił kaptur na głowie i udawał, że czeka na metro, sprawdzając zegarek co pięć sekund.
- Okropna dziś pogoda. Myślałam, że nie dotrę na stację. - Zagadnęła go.
Peter spanikował. Bał się, że go rozpozna, chociaż minął dobry rok od ich ostatniego spotkania.
- Tak, naprawdę paskudna. - Odpowiedział, nadal nie odwracając głowy w jej stronę.
- Na który skład pan czeka? - Spytała, wskazując na rozkład odjazdów.
- Na czternastkę. - Wybrał losowy numer, aby tylko jak najszybciej uwolnić się od pytań dziewczyny.
- Ja też! Miło mi będzie jechać w jakimś towarzystwie. - Powiedziała podekscytowana. - Dokąd pan się wybiera?
Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie chciał jej okłamywać. Przez chwilę zastanawiał się, co zrobić, na szczęście metro przyjechało i zagłuszyło niezręczną ciszę. Nie był to numer, na który czekała Lucy, jednak Peter postanowił działać.
- Wie pani co? Tym też dotrę na miejsce. Do widzenia! - Powiedział głośno, wstając szybko z ławki i idąc w kierunku zamykających się drzwi. Był pewny, że jest uratowany. Dopiero, kiedy wejścia do wagonu całkowicie się zamknęły obrócił się w stronę szyby i spojrzał na ławkę. Ku jego zaskoczeniu Lucy zniknęła. Rozejrzał się. Była tu. Musiała wejść od razu za nim. Siedziała i patrzyła prosto na niego. Miejsce obok niej było wolne, więc tam usiadł. Nie chciał tego robić, jednak był jej to winien. Musiał się wytłumaczyć.
/pliki/zdjecia/met4a.jpg - Powie mi pan, dokąd pan jedzie? - Odezwała się pierwsza.
- Przed siebie. - Powiedział zgodnie z prawdą.
- Świetnie się składa. Pojedziemy tam razem. - Dodała, po czym wyciągnęła z wielkiej torby książkę o tytule "19 razy Katherine" i zanurzyła się w lekturze. Petera bardzo zaciekawiła jej odpowiedź, ponieważ nie sądził, że ktokolwiek poza nim może podróżować wiedeńskim metrem bez celu. Mijali w ciszy kolejne stacje. Z zamyślenia wyrwał go dopiero przenikliwy wzrok mężczyzny z wąsem, który stał tuż nad nim.
- Bileciki proszę.
Peter wiedział, że już po nim. Nie kupował biletu od lat. Kiedy zauważał kontrolera, wysiadał na najbliższym przystanku i nigdy go nie złapano. Tym razem nie był czujny. Nie miał pieniędzy na mandat, więc wpadł w panikę. Wiedział, że ciotka się wścieknie. Lucy zaczęła szperać w torbie, wyjęła portfel i podała mężczyźnie bilet miesięczny. Po sprawdzeniu biletu Lucy mężczyzna spojrzał wyczekująco na chłopaka.
- Ja... Ja... - Zaczął się jąkać. - Proszę pana...
- Ja mam jego bilet! - Wtrąciła blondynka i podała świstek mężczyźnie, wygrzebując uprzednio bilet z małej kieszeni torby.
- Nie musi pani... - Peter nie wiedział co powiedzieć. Na prawdę nie chciał zostać jej dłużnikiem.
- Przestań, Peter. - Ucięła rozmowę dziewczyna, wmurowując tym samym chłopaka w siedzenie. Kontroler sprawdził dokładnie bilet, po czym przeszedł do kolejnego wagonu. Peter nie miał pojęcia, co się dzieje. Skąd Lucy mogła wiedzieć, że to on? Przecież tak doskonale się ukrywał, obserwując ją od paru tygodni. Był pewny, że uważa go za przypadkowego chłopaka, z którym postanowiła po prostu porozmawiać o pogodzie.
- Wiedziałam od momentu, kiedy pierwszy raz wsiadłeś za mną do metra. Też tęskniłam, Peter...

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 3.6
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 3.6 /14 wszystkich

Komentarze [2]

~Snotra
2017-10-05 19:18

@duffy
Za to mi się bardzo podobało, jedno z ciekawszych opowiadań w tym roku :D Oby tak dalej!

~duffy
2017-10-04 12:28

Nieźle napisane, choć naiwne i bardzo przewidywalne

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry