Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Popraw się, póki możesz   

Dodano 2022-05-21, w dziale recenzje - archiwum

Uwaga! Recenzja zawiera fakty, które mogą pozbawić cię przyjemności oglądania filmu.

Gdy myślimy o najdroższych filmach w historii kinematografii, z pewnością przychodzą nam od razu do głowy takie tytuły, które oglądaliśmy przysłowiowe „sto razy”, zapamiętaliśmy większość scen i możemy pochwalić się doskonałą znajomością całej listy dialogowej. Budżety najdroższych filmów to minimum kilkadziesiąt, a często kilkaset milionów dolarów. Przyjęło się bowiem, że wszystko co dobre, musi być również drogie. Okazuje się jednak, że od tej reguły - jak i od każdej innej - są też wyjątki. „Ink” Jamina Winansa z 2009 roku nakręcono za jedyne 250 tysięcy dolarów. Winans wydał zatem naprawdę niewiele kasy, by zrobić zaskakująco dobre, oryginalne, a przy tym urzekające kino.

/pliki/zdjecia/ink1_0.jpg Na film ten natrafiłem przypadkiem. Serfując pewnego dnia w sieci zauważyłem plakat tego filmu, który w jakiś magiczny sposób przykuł moją uwagę i momentalnie wpisałem go sobie na listę „do obejrzenia”. Dziś mogę śmiało napisać, że film ów obejrzałem i wcale tego nie żałuję. A przy okazji dotarło do mnie, jak ważny w graficznej reklamie jest sam pomysł.

Świetnym pomysłem może pochwalić się również scenarzysta i reżyser tego obrazu Jamin Winans, który wcześniej znany był głównie z filmów krótkometrażowych, gdyż na koncie miał tylko jeden film pełnometrażowy („Spin”). Historia, którą reżyser próbuje nam opowiedzieć wydaje się prosta, choć akcja rozgrywa się w dwóch wymiarach: w świecie rzeczywistym oraz w świecie snu. Już na początku oglądamy scenę wypadku samochodowego, która - jak się później okaże - jest kluczową retrospekcją. W świat snu przenosimy się natomiast chwilę później, gdy zostajemy skonfrontowani z „Gawędziarzami” i „Zmorami”. Ci pierwsi mają wpływ na przyjemne marzenia ludzi, a ci drudzy sieją z kolei w ich umysłach wyłącznie niepokojące koszmary. Jedni i drudzy działają „po drugiej stronie”, ale okazuje się, że ich działania mają jednak wpływ na świat w wymiarze rzeczywistym. Oba wymiary są w sposób szalenie precyzyjny zszyte przez reżysera fabularną nicią, a zastosowany lekko rozmywający obraz filtr na kamerach daje widzowi większą szansę wczucia się w oniryczną atmosferę filmu.

Kiedy tytułowy Ink uprowadza we śnie duszę kilkuletniej Emmy, w świecie realnym zapada ona w śpiączkę zagrażającą jej życiu. Dziecko chcą obronić Gawędziarze, jednak ich trud nie zdaje się na wiele, ponieważ rosły, zdeformowany stwór pokonuje ludzi. Scena walki jest być może trochę zbyt chaotyczna, a bohaterowie biorący w niej udział za bardzo zasłonięci, jednak myślę, że efekt samo naprawiających się przedmiotów uszkodzonych w drugim wymiarze zdecydowanie rekompensuje lekko rozbieganą choreografię bitwy. Nie ma tu wielkiej filozofii, ale jest pomysł – nagranie jest po prostu puszczone od tyłu. To kolejny dowód na to, że dobry pomysł to coś więcej niż budżet, który pochłaniają z reguły wymyślne efekty specjalne.

/pliki/zdjecia/ink2_0.jpg Od tego momentu zaczyna się prawdziwy wyścig o uratowanie przebywającej w śpiączce Emmy i jej całkowicie pochłoniętego robieniem kariery ojca. Gawędziarze walczą ze Zmorami o normalne życie dla tej dwójki bohaterów. W walce tej pomaga im Tropiciel, który w jednej z istotniejszych scen inicjuje lawinę - na pierwszy rzut oka - niepowiązanych ze sobą wydarzeń, które w efekcie doprowadzą jednak do wypadku samochodowego, dzięki któremu John Sullivan (ojciec Emmy) trafi do tego samego szpitala, w którym przebywa jego córka. W tym miejscu chciałbym zwrócić waszą szczególną uwagę na towarzyszącą obrazowi i z niezwykłym wyczuciem wkomponowaną w niego muzykę. Jest w niej coś magicznego, co sprawia, że widz wtapia się po prostu ten w film.

Historia wyjaśnia się oczywiście w finale. Dowiadujemy się, że ów tytułowy stwór to tak naprawdę John po samobójstwie, który - jako wspomniana zdeformowana postać - trafia do świata snu i chce dołączyć do Zmór. Na każdym kroku widzimy jednak jego wewnętrzne wahanie, choć stara się je ukrywać pod postacią niewzruszonego wysłannika cieni. W ostatniej jednak chwili przełamuje się i ratuje dziecko przed ową nikczemną zgrają, a Gawędziarze próbują odciągać kolejne Zmory od niego, gdy szuka Emmy w szpitalu.

Ink symbolizuje kolejny wymiar, który – według mnie - jest przyszłością, przed którą Gawędziarze chcą uratować zarówno Johna jak i jego córkę Emmę. Film kończy się happy endem i dobrze, gdyż każde inne zakończenie zepsułoby moim zdaniem jego przesłanie. Fantastycznie jest zobaczyć, jak miłość ojca do córki wygrywa z destrukcyjnym dążeniem za pieniędzmi i karierą. Mnie łezka się w oku zakręciła i myślę, że nie jestem tu odosobnionym przypadkiem.

/pliki/zdjecia/ink3_0.jpg Czytając recenzje tego filmu, natknąłem się także na opinie, których autorzy twierdzą, że nie jest to bynajmniej jakieś wybitne osiągnięcie Jamina Winansa, ale ja stanę jednak w obronie tego obrazu, bo moim zdaniem naprawdę warto ten film obejrzeć. Świetny, niebanalny scenariusz, klimatyczna i bardzo adekwatna muzyka, a do tego estetyka na najwyższym poziomie. Być może fabuła jest jak piszą niektórzy komentatorzy prosta i skupiona wyłącznie wokół jednego tematu, przeznaczenia i odkupienia, ale właśnie to sprawia, że film Jamina Winansa każdego widza musi chwycić za serce. Mnie urzekła nie tylko nieszablonowa forma pokazania podstawowych dylematów moralnych, przed jakimi wielu z nas staje, lecz także historia o więzach, jakie łączą ludzi i próba wyjaśnienia tego, jak powstają w nich emocje i uczucia oraz zastanowienie się nad tym, dlaczego podejmujemy takie a nie inne decyzje, niekiedy tragiczne w skutkach. To film naprawdę głęboko symboliczny, ale przy tym nie pozbawiony ogromnej dawki emocji. Według mnie taka wielowymiarowa, pełna oryginalnych pomysłów opowieść z licznymi retrospekcjami jest wartościowym dziełem, które każdego zachęci do głębszej refleksji. Film Winansa pokazuje także, że zawsze dostajemy czas na poprawę i tenże czas należy wykorzystać, zanim skończy się dany nam czas. Mam wrażenie, że nie jednej osobie film ten może też pomóc, pozwalając jej odnaleźć właściwą ścieżkę w życiu i prawdziwe wartości.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.5 /117 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry