Słowa
Tak bardzo zmieniają obraz widziany.
Żyjąc swym życiem,
zabierają
ciszę.
Są między nami, choć żyją w krainie cienia. W miejscu, gdzie nikt nie śmiałby ich oceniać. I choć to czasem wydaje się dziwne, dobrze im tam, ukrytym w mroku istnienia.
Te niewypowiedziane słowa, a przy nich miliony subtelnych i tak delikatnych gestów
I ten spokój, opanowanie, tyle gracji i nadziei, że mimo wszystko w pewnym momencie usłyszymy głos jak cudowną melodię. Niestety jest to świat, w którym tylko znak dłoni ma swoje znaczenie, a ruch swą tajemnicę.
***
Siedząc i trzymając w ręku zimną kawę, zauważyła, że wpatruje się w osoby siedzące przy sąsiednim stoliku. Z fantastyczną sprawnością rozmawiali, zupełnie tak jak my, a jednak inaczej. Staraliśmy się zachować ciszę, ale spontaniczność i radość ze spotkania nie pozwalała nam na to. Po chwili, ktoś znów spojrzał w ich kierunku. No i stało się. Oni, ze wspaniałym uśmiechem na twarzy, przysiedli się do nas. W tym momencie nie czuła nieśmiałości, ale strach przed tym, że nie umie i nie potrafi tak cudownie rozmawiać i patrzeć na twarz drugiej osoby, czytając jej słowa i myśli.
Umiała wspaniale malować. To w tym świecie czuła się zawsze najlepiej. Nakładając kolejne warstwy farby na płótno, ruchem pędzla nadawała mu życie. Nigdy nie miała planu - może delikatny szkic ukryty w myślach. Właśnie to fascynowało ją w malarstwie najbardziej - ta tajemnica finału. Tak, teraz gdyby miała swoje farby, umiałaby na pewno z nimi rozmawiać paletą barw, spojrzeń i gestów. Rzeczywistość jednak była zbyt szara, by jej na to pozwolić, a może była to kara za to, że przestała malować, chowając swoje farby, pędzle i rysunki bardzo głęboko w swej duszy, na zawsze.
- Kilka szybkich gestów przedstawiających osoby.
- Cisza,
- No to ładnie, co dalej? Jak mam z nimi rozmawiać? I co z tego, że znam trzy języki obce, ich znajomość dzisiaj mi nie pomoże.
- Jestem Dawid, a to moi koledzy.
- Słowa te ukoiły jej wystraszoną duszę i jak balsam zadziałały na jej lekko nadszarpnięte nerwy. W zasadzie nie lubiła niespodzianek, ale ta wydawała jej się coraz bardziej intrygująca. Po chwili okazało się, że byli to studenci pierwszego roku matematyki. Patrzyła na nich i zastanawiała się, jak to jest możliwe. Cały czas szukała w nich barier, o których mówią media, zagubienia, samotności, nieporadności, a nawet strachu. W tej chwili to ona czuła się zagubiona. Milczała, a z jej ust próbował wyrwać się nie jeden wyraz, ale po co? Nagle poczuła dotyk dłoni, który razem z nią wykonał parę tajemniczych gestów, podczas których wypowiedziała swoje imię. Uśmiechnęła się, to było tak niewiele, a jednak czuła się dumna. Spojrzała na szybę, było już ciemno. Pośpiesznie spakowała swoją torebkę i pożegnała się. Szła tak szybko, że nie zauważyła deszczu, który moczył jej twarz i włosy. Otworzyła drzwi mieszkania i nie zdejmując nawet płaszcza, wyjęła swój świat i namalowała to, co czuła: radość, nieśmiałość, strach i zagubienie. Przedstawiła wieczór, którego nigdy nie zapomni. Zwinęła go ostrożnie do teczki, pozostawiając obok drzwi tak, jakby wiedziała, że będzie jej potrzebny. Ostatniego dnia pobytu, spotkali się wszyscy w kawiarni. Było bardzo miło. Cieszyła się z tego spotkania i pobytu w tym mieście, bo było to też miejsce, w którym chciała studiować.
Tym razem pożegnała się i wyszła powoli, ale zanim wsiadła do autobusu, wyjęła coś, co miało dla niej ogromne znaczenie. Wyjęła obraz, było na nim wszystko, co chciała im powiedzieć o sobie. Nie mogła nic dodać, ale nieśmiało czekała na ich reakcję. I znowu pojawiły się tylko gesty (…)
- Proszę wsiadać, już i tak jesteśmy spóźnieni.
- Usiadła obok okna, zawsze lubiła to miejsce i deszcz, który podczas podróży malował dla niej niepowtarzalne obrazy.
- Nic nie rozumiem. Zmęczona i pełna żalu ukryła twarz w dłoniach.
- To jest piękne, dziękuję i do zobaczenia.
- Słucham - pani mówiła to do mnie.
- Nie, to mówili ci młodzi ludzie, oni do pani machają.
- Tak? To do mnie? Ale skąd pani zna język migowy?
- Mój mąż nie słyszy od dziecka.
- Po chwili wykonała gest, który pokazała jej siedząca obok kobieta, a ona jak małe dziecko wiernie odtworzyła każdą literkę.
W tej chwili czuła się tak, jakby umiała przedostać się do ich tajemniczego świata gestów. Tak bardzo chciała powiedzieć im, że to oni są wspaniali, silni i tacy radośni, mimo że … no właśnie, jacy są – szczęśliwi?
Komentarze [3]
2008-05-20 19:32
Słowa jakich tak naprawdę używać by było zawsze dobrze i świeciło słonce.
2007-03-30 19:32
Ludzie niesłyszący już nie zamykają się w swych domach.Żyją tak jak my do tego stopnia,że trudno ich nawet odróżnić. Oni są bardzo ambitni i zdolni nie wspominając już o pracowitości jaką muszą się cechować. Podoba mi się,twój artykuł i temat opowiadania .
2007-03-27 20:28
Słowa tak bardzo zmieniają obraz widziany.
- 1