Superbohaterowie
Pewnego zimowego dnia wyszłam z koleżanką na długi spacer. Idąc przed siebie rozmawiałyśmy o najróżniejszych rzeczach. Po dłuższej chwili Kornelia zaproponowała jednak, żebyśmy poszły nad jeziorko, które znajdowało się w pobliżu. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, Kornelia wyjęła z torby łyżwy, założyła je, weszła na zamarzniętą taflę jeziora i zaczęła mnie usilnie namawiać, bym do niej dołączyła. Na początku odmawiałam, ale w końcu uległam. Właśnie miałam wejść na lód, gdy usłyszałam suchy trzask.
Lód załamał się, a Kornelia wpadła do wody. Byłam przerażona. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Dopiero po chwili zaczęłam wzywać pomocy, choć natychmiast dotarło do mnie, że na takim odludziu mam niewielkie szanse, by ktoś mógł to moje wołanie usłyszeć. Nagle w rosnących nad brzegiem jeziora zaroślach dojrzałam jakiś czarny cień. To był sporej wielkości pies, który wbiegł na lód i podbiegł do mojej koleżanki. Kornelia chwyciła go za szyję i dzięki temu udało jej się jakoś wdrapać na taflę lodu. Teraz mogłam już pomóc jej wydostać się na brzeg, gdzie siedział już ów piesek i patrzył na nas tak, jakby zamierzał nam coś powiedzieć. Był czarny, miał piwne oczy i białą plamką na nosku. Obie uśmiechnęłyśmy się do niego serdecznie, a Kornelia objęła go czule za szyję i wyszeptała mu coś do ucha.
Zazwyczaj bohaterami bywają ludzie, ale dla nas bohaterem tego dnia stał się właśnie ten pies, którego od tej pory można zobaczyć na spacerach z Kornelią.
To był piękny zimowy dzień. Marta wyszła na dwór, by pooddychać świeżym powietrzem i popatrzeć na zaśnieżone ulice i drzewa. Kiedy dotarła do parku, gdzie o tej porze roku było najpiękniej, jej uwagę zwrócił mały chłopiec, który siedział bez kurtki na ławeczce i kulił się z zimna. Widok ten ścisnął ją za serce, ale zamiast do niego podejść i zapytać, co tu robi w takim stroju, usiadła na sąsiedniej ławce i dyskretnie mu się przyglądała. "Pewnie gdzieś tu są jego rodzice i zaraz po niego przyjdą” - pomyślała.
Mijały jednak kolejne minuty, a chłopiec wciąż siedział na tej ławeczce i drżał z zimna. Obok niego przechodzili jacyś ludzie, ale nikt się nim nie zainteresował. Po dłuższej chwili zbliżył się w końcu do niego jakiś mężczyzna. Marta pomyślała, że to zapewne jego tata, ale okazało się, że się pomyliła. Mężczyzna coś do chłopca powiedział, ale ten spojrzał jedynie na niego ze smutkiem, a w jego oczach zaszkliły się łzy. Po chwili mężczyzna oddalił się. Zachowanie mężczyzny wydało się Marcie na tyle bezduszne, że posłała mu jedynie drwiące spojrzenie. I wtedy do parku wbiegła mała dziewczynka ubrana w zieloną kurteczkę. Marta poznała ją, bo była to Ada, córka pani Izy, sąsiadki jej rodziców. Ada chodziła do pierwszej klasy szkoły podstawowej i była śliczną dziewczynką z warkoczykami. Dziewczynka od razu podbiegła do zmarzniętego chłopca i po chwili rozmowy podała mu swoje rękawiczki i czapkę. Ten drobny gest małej Ady sprawił, że Marta obudziła się z letargu. Poczuła się okropnie, że tak długo zwlekała z udzieleniem chłopcu pomocy, a ta znacznie młodsza od niej dziewczynka nie tylko wiedziała, co zrobić trzeba, ale i to zrobiła. Cóż, widać małe dzieci są bardziej wyczulone na ludzką krzywdę niż dorośli.
Przeważnie bohaterami bywają ludzie dorośli, ale dla Marty bohaterem tego dnia stała się właśnie ta mała Ada.
Chyba każdy z nas zna takiego człowieka, któremu udało się uratować innych ludzi z opresji. A może warto by było kiedyś samemu zostać dla kogoś takim bohaterem dnia?
Grafika:
Komentarze [1]
2016-10-17 11:54
Prawdziwi superboharerowie to Żołnierze Wyklęci
- 1