Właz - cz.1
Rozkaz był, przeprowadzić grupę ludności cywilnej z Mokotowa do Śródmieścia. Myślałem wtedy, że to bardzo łatwe zadnie. Za łatwe. Chciałem walczyć, a nie chować się jak szczur w kanałach. Jednak rozkaz to rozkaz. Mieliśmy wyruszyć jak najszybciej, dlatego zaraz po wydaniu rozkazu zrobiono zbiórkę ludzi, którzy chcieli się wydostać z tego piekła. Nie wiedzieliśmy wtedy, że schodzimy do jeszcze większej otchłani.
Pamiętam jak otwierali właz. Od razu dało się wyczuć ten charakterystyczny, cuchnący odór kanalizacyjny. Spojrzałem w dół i czułem, jak serce podchodzi mi do gardła. Strach i paraliż opanował całe moje ciało. Dostałem latarkę i mapę kanałów oraz pocieszające klepnięcie w plecy od "Tomka" i "Miśka". Możliwe, że to klepnięcie dodało mi odwagi. Tak drobny gest, a dodał mi tyle siły. Powoli zszedłem na dół, zanurzając się powoli po pas w tej śmierdzącej cieczy. Przeszły mnie dreszcze i poczułem natychmiastową chęć powrotu na górę. Jednak nie było już możliwości. Moja grupa schodziła na dół. A na mojej szyi pojawiła się niewidzialna pętla, która ściskała mnie za gardło. Spojrzałem za siebie. Słyszałem jedynie płaczące dzieci i rozmowy starszych. Następnie spojrzałem przed siebie. Ciemna, cuchnąca droga, która może uratować nam życia lub przyspieszyć śmierć. Nie, nie mogę tak myśleć! Rozkaz to rozkaz. Trzeba go wykonać i uratować ludzi. Postawiłem pierwszy krok, potem kolejny i jeszcze jeden.
Nie wiem ile szyliśmy. Droga była długa, a moje ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Choć nie to było najgorsze. Nawet do tego nieznośnego smrodu zacząłem się już odrobinę przyzwyczajać. Najgorsze były odgłosy dobiegające z powierzchni. Odgłosy bombardowania. Chwilami miałem ochotę wyrzucić mapę, latarkę i zakryć uszy, żeby tego nie słyszeć. A do tego ta obawa, że Niemcy dowiedzą się o naszym przemarszu tym kanałem, wrzucą bombę lub wleją benzynę i spalą nas żywcem albo wymyślą jeszcze bardziej okrutną śmierć. Mając przed sobą wizje płonących kanałów, zastanawiałem się nad jednym, dlaczego człowiek robi coś takiego drugiemu człowiekowi? Z moich rozważań wyrwał mnie krzyk dziewczyny, która szła tuż za mną. Gwałtownie się odwróciłem i poczułem ucisk w sercu. – Zamknij się, wydasz nas! - szepnąłem ostro w jej kierunku. Ona podeszła do mnie i choć dookoła nas było ciemno, to czułem, że patrzy mi wprost w oczy. – Trup - oznajmiła mi drżącym głosem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że coś dotyka mojej lewej nogi. Zaświeciłem latarkę. Dziewczyna wiodła za sobą trupa! Był to chłopak w niemieckiej panterce z biało-czerwoną opaska na ramieniu. - To Witek - powiedziała do mnie w pewnym momencie, a z jej oczu popłynęły łzy. Usłyszałem głośne szepty. Ludzie przestraszyli się, że stanęliśmy. Spojrzałem na dziewczynę. Wszystko było jasne. – Musimy iść - zwróciłem się do niej łagodnie. Ona jednak pokręciła przecząco głową. – Nie, ja zostaję. Zostaję z Witkiem - powiedziała. - Ale on… nie żyje - szepnąłem i pogładziłem ją delikatnie po ramieniu. – Zostaję - odpowiedziała cicho lecz zdecydowanie. Słyszałem niecierpliwe i przestraszone szepty dookoła. Spojrzałem ostatni raz na zdeterminowaną twarz dziewczyny. Ona jeszcze raz skinęła głową na znak, że wie, co robi. Z ciężkim sercem odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. Nie oglądałem się, ale kolejne chwile marszu zeszły mi na rozmyślaniu o niej. Nie wiem, czy myślałem wtedy o niej ze współczucia, czy może raczej chciałem czymś zająć myśli, aby po prostu nie zwariować. Idąc, czułem jak szczury podgryzają moje znoszone już mocno oficerki. Nagle poczułem, że na moim ramieniu coś spoczęło. Z trudem powstrzymałem się, aby nie krzyknąć z przerażenia. Próbowałem zepchnąć to coś na dno kanału, ale to dalej siedziało na mnie. W rękach miałem latarkę i mapę. Na moje nieszczęście szczur, który spadł mi na ramię, w swym sprycie złapał mapę w pysk i zanurzył się wraz z nią w ściekach. Czułem jak łzy cisną mi się do oczy, a serce kołacze. Czyżbyśmy byli zgubieni?
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?