Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Niedokończone opowieści   

Dodano 2023-10-17, w dziale felietony - archiwum

Gdy zbliżamy się do końca książki, serialu czy filmu, towarzyszą nam zazwyczaj skrajne uczucia i emocje. Najbardziej chyba wtedy, gdy czytamy książkę lub oglądamy serial, które nam się podobają, przez kilka tygodni. Często nie możemy się doczekać zakończenia, choć zazwyczaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie zakończenie przewidział dla swojej historii autor książki lub reżyser filmu. To naturalnie wywołuje napięcie, które nas długo nie opuszcza. Z drugiej jednak strony chcemy, aby ta historia trwała i nie mamy ochoty zobaczyć tej ostatniej kropki w książce lub napisów końcowych w filmie, gdyż zdążyliśmy się już mocno zżyć z bohaterami. Jednym kibicowaliśmy, gdy przeżywali te swoje życiowe perypetie, z innymi zaczęliśmy się utożsamiać, ale zawsze trafiają się i tacy, którym życzymy jak najgorzej, a niekiedy mamy nawet ochotę skręcić im kark. Tak czy inaczej, gdy czas na opowiedzenie przez twórcę historii dobiegnie końca, zaczynamy zazwyczaj odczuwać jakąś nieokreśloną pustkę. Oczywiście wiemy, że ci bohaterowie nie zniknęli i nadal prowadzą swój żywot w tym swoim uniwersum, ale dociera do nas również fakt, że my już przestaliśmy niestety być jego częścią.

/pliki/zdjecia/zak1_2.jpg Ciekawym zabiegiem fabularnym jest tzw. zakończenie otwarte, czyli takie, które pozwala na osobistą interpretację dalszych losów bohaterów, czyli rozwiązanie poszczególnych wątków. Sami musimy się więc domyślić, czy są szczęśliwi, czy jednak coś im się po drodze w życiu posypało. Autorzy nie podają nam wtedy rozwiązania wątków a jedynie jakąś ich namiastkę. Nie wiem, jak wy to odbieracie, ale ja nigdy nie lubiłam takich zakończeń, ponieważ zarówno napięcie, jakie się we mnie w trakcie lektury bądź projekcji skumulowało, jak i emocje, które się we mnie nagromadziły, jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę lub wyłączeniu filmu nie mogły znaleźć ujścia, co nie powalało mi z odprężonym umysłem wrócić do zwyczajnego, codziennego życia, tylko nieustannie zmuszało mnie do refleksji i rozmyślań, co mogłoby się tym bohaterom jeszcze przydarzyć i jak by sobie z tym poradzili. Pierwszy raz spotkałam się z takim zakończeniem, gdy czytałam z ogromnym zainteresowaniem powieść "Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego. Gdy doczytałam ją do końca, poczułam sporą irytację, a nawet złość, że autor pozostawił nierozwiązany wątek Ciri. A gdy przeczytałam jakiś czas później "Panią Jeziora", czyli ostatnią część tej sagi, również byłam zła, że nie doprowadzony został do końca i nie rozwiązany wątek Geralta z Rivii i Yennefer. To, co opowiada o nich Ciri, jest bowiem tak wieloznaczne, że nie możemy mieć nawet pewności, czy oni w ogóle żyją.

Nie mniej zirytował mnie, choć też mocno poruszył i wzruszył, film "Przeminęło z wiatrem”, kostiumowy melodramat z 1939 roku w reżyserii Sidneya Howarda z boską Vivien Leigh i szalenie przystojnym Clarkiem Gable w rolach głównych, będący ekranizacją bestsellerowej powieści Margaret Mitchell. Zaiste ponadczasowe kino. Kasowy hit wszech czasów, który w swoim czasie miał bodaj 14 nominacji do Oscara, a w konsekwencji zgarnął aż 9 statuetek. Nie tak dawno czytałam, że podobno ktoś miał zamiar nakręcić nowszą wersję tego filmu, co w dobie zaniku kreatywności autorów powiązanych z Hollywood (mam na myśli zatrzęsienie remaków i sequeli), nie byłoby wcale takie dziwne, ale nie podejrzewam, by faktycznie ktoś się na to odważył, bo mógłby popełnić prawdziwe filmowe samobójstwo. Wróćmy zatem do wspomnianej genialnej wersji z 1939 roku. Powiem wam szczerze, że nie spodziewałam się, że aż tak mocno można przeżyć film, ale teraz już wiem, że można i zaczynam rozumieć, czym jest genialne kino. /pliki/zdjecia/zak2_2.jpg Dla ścisłości powiem wam tylko tyle, że od początku ujęli mnie główni bohaterowie i mocno im kibicowałam do samego końca, przezywając wraz z nim ich rozterki. Po obejrzeniu ostatnich kadrów tego filmu, w których bohaterowie się rozstają, nie potrafiłam sobie przez długi czas znaleźć miejsca. Przez 4 godziny obserwowałam na ekranie jak Scarlett rozpoznaje swoje uczucia, boi się niektórych i jak bardzo sobie z nimi nie radzi. Było mi też naprawdę szczerze żal Rhetta, który zabiegał o tę jej miłość, ale nie doczekał się ostatecznie odwzajemnienia swego gorącego uczucia. Możecie sobie więc wyobrazić, jak bardzo byłam zawiedziona faktem, że ostatecznie się poddał. Ich romans, z wojną i niewolnictwem w tle, był tylko jednym z wątków tej historii, ale do dziś nie jestem w stanie wybaczyć zarówno pisarce jak i reżyserowi takiego zakończenia. Mimo wszystko bardzo gorąco polecam wszystkim ten film, który skłania do głębokich refleksji i uświadamia wiele rzeczy. Pokazuje choćby to, jak sytuacja zewnętrzna może wpływać na nasze życie i jak wiele możemy w tym swoim życiu sobie popsuć, gdy za bardzo uwierzymy w pewne ideały.

Podsumowując, powiem tak. Kocham czytać książki i oglądać filmy, ale nie lubię rozstań z nimi i ich bohaterami. Przekonałam się również, że należę do tej grupy fanów literatury oraz filmu, którzy lubią, gdy zakończenie jest zamknięte, a wszystkie wątki rozwiązane. Rozumiem jednak również tych, którzy nie mają z tym problemu. Dla mnie jednak inny typ zakończenia jest naprawdę zbyt obciążający, gdyż wiąże się z koniecznością przeżywania trudnych dla mnie chwil.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.5 /25 wszystkich

Komentarze [1]

~jola
2023-10-18 09:27

Mam dokładnie tak samo.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry