Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Seryjni mordercy w przedwojennej Polsce   

Dodano 2022-01-07, w dziale inne - archiwum

Są takie zbrodnie, które najbardziej zapadają w pamięć. Mam tu na myśli głównie te, których dokonano na dzieciach lub całych rodzinach. W czasach przedwojennej Polski morderstwa o takim to charakterze miały miejsce znacznie częściej niż obecnie i wzbudzały chyba też znacznie większe emocje społeczne, dlatego nie zostały zapomniane. Ciekawe wydaje mi się także i to, że motywy tych zbrodni były zazwyczaj emocjonalne i nie różniły się specjalnie od tych, z którymi mieliśmy do czynienia w poprzednich wiekach, ani też od tych, z którymi mamy do czynienia obecnie. Najczęściej były to kłótnie rodzinne, chęć zemsty, obsesyjna zazdrość, zdrada, czy też absolutna niemożność pogodzenia się ze śmiercią kogoś bliskiego. Postanowiłam przybliżyć wam sylwetki kilku takich właśnie „potworów”, których świat nie był w tamtym okresie w stanie zawczasu powstrzymać.

Na początek chciałabym wspomnieć Tadeusza Ensztajna, którego z racji licznych krwawych morderstw i brutalnych gwałtów nazwano „Wampirem z Łowicza”. Człowiek ten nie miał w życiu lekko. Urodził się w 1913 roku i jak wskazują dokumenty, był dzieckiem poczętym w wyniku gwałtu (sprawcą gwałtu /pliki/zdjecia/mord1_0.jpgbył rosyjski żołnierz). Matka nie potrafiła go zaakceptować i w wieku 4 lat oddała go bez żalu do sierocińca w Łodzi, w którym z trudem ukończył 3 klasy szkoły powszechnej. Jako nastolatek uciekł stamtąd, aby rozpocząć wieloletnią tułaczkę po Polsce. Podróżował najczęściej pociągami, zatrzymując się to tu to tam, a jeździł zawsze na gapę. Utrzymywał się z prac dorywczych. W lutym 1933 roku pojawił się w Łowiczu i to w tym mieście rozpoczął swój morderczy proceder. W ciągu kilku sześciu miesięcy tegoż roku zgwałcił tam i zamordował 6 kobiet. Według zachowanych policyjnych raportów z tamtego okresu, swoje ofiary uderzał w głowę żelaznym kołkiem lub kamieniem, a następnie brutalnie je gwałcił i mordował. Co ciekawe nie maltretował ciał swoich ofiar (miały one jedynie liczne siniaki oraz zadrapania), ale za to każda z nich miała zmasakrowaną twarz. Śledczy ustalili, iż ofiary w momencie gwałtów były przytomne i próbowały się bronić. Kiedy łowicka policja wpadła na jego trop i zaczęła deptać mu po piętach, wyjechał do Włocławka, gdzie dopuścił się kolejnego morderstwa. W tamtym okresie wiele młodych Polek drżało o swoje życie, a kiedy policji udało się w końcu pojmać gwałciciela, kraj odetchnął z ulgą. Na pewno ciekawi was, jak to się stało, że człowiek, który tak doskonale potrafił mylić ślady, został ostatecznie schwytany. Cóż, przyczyniły się do tego dwie nastolatki, które w pewnym momencie zostały zmuszone przez tego mężczyznę do wspólnej tułaczki po Polsce i którym to sam opowiedział historie swoich zbrodni. Dziewczynom udało się poinformować policję, która ujęła Ensztajna, ukrywającego się w tym czasie w klasztorze we Włocławku. Gdy przewieziono go koleją na wizję lokalną do Łowicza, tłum zgromadzony na stacji, chciał go odbić z /pliki/zdjecia/mord2_0.jpgrąk policjantów, by dokonać na nim linczu. Policjantom udało się jednak opanować sytuację. Proces „Wampira z Łowicza” przeprowadzono w Sądzie Okręgowym we Włocławku. Morderca przyznał się na początku procesu do popełnienia wszystkich zarzucanych mu morderstw, ale nieco później, ku zaskoczeniu sędziów oraz obserwatorów procesu, wyparł się wszystkiego i zrzucił winę na innych mężczyzn. Sąd nie dał jednak temu wiary i w dniu 23 sierpnia 1934 roku skazał go na 15 lat więzienia oraz 10 lat utraty praw obywatelskich (w orzeczeniu sąd zwrócił uwagę na fakt wychowawczego zaniedbania oskarżonego). Co ciekawe dalsze losy Tadeusza Ensztajna pozostają nieznane.

Wśród morderców w każdym okresie historii dominowali mężczyźni, ale zdarzały się także kobiety, które potrafiły być nie mniej okrutne i brutalne w swoich poczynaniach. Taką była 23- letnia Rita Gorgonowa (właściwie Emilia Margerita), urodzona w 1901 roku. Z jej akt wynika, że morderstwa dokonała w nocy z 30 na 31 grudnia 1931 roku, zabijając we śnie 17-letnią córkę lwowskiego architekta Henryka Zaremby, u którego pracowała jako bona. Pan Henryk był typem, jak to się wówczas mawiało, birbanta, który większość czasu spędzał w kawiarniach i restauracjach w gronie swoich przyjaciółek. Żonę i owszem miał, ale w sumie jakby jej nie miał, gdyż po urodzeniu dzieci została zamknięta w zakładzie dla obłąkanych bez nadziei na wyzdrowienie. Swoimi dziećmi (a miał też 6-letniego syna Stanisława) nie specjalnie się przejmował, gdyż te były całymi dniami pod opieką bony, która jak wynika z dokumentów była też w jego domu praczką, kucharką, sprzątaczką, zarządczynią willi i…. kochanką gospodarza (notabene urodziła mu córkę Romanę). Rita Gorgonowa była więc dla dziewczyny drugą matką i miała powody, by oczekiwać od niej sympatii oraz przywiązania.  /pliki/zdjecia/mord3_0.jpgPanna Zarembianka nie żywiła jednak do niej żadnego z tych uczuć. Darzyła ją wyłącznie niechęcią i to narastającą z każdym mijającym dniem. Kiedy skończyła siedemnaście lat, zażądała od ojca, by zerwał z hulaszczym życiem, a przede wszystkim ze swą konkubiną. Henryk niechętnie wyraził na to zgodę i zdecydował, że wyprowadzi się z córką i synem do Lwowa, zostawiając Ritę z ich córką w swoim majątku w Brzuchowicach. Tam też zjedli ostatnią wspólną kolację. Kilka godzin później Lusia nie żyła. Śmierć nastąpiła w wyniku uderzenia w głowę tępym narzędziem (najprawdopodobniej był to dżagan do rozbijania lodu). Na późniejszym etapie śledztwa odnaleziono go w basenie na tyłach domu. Choć Gorgonowa nie przyznała się do popełnienia zabójstwa, to została zatrzymana przez policję i przebywała w więzieniu do momentu, aż ustalono przypuszczalną wersje wydarzeń (niestety wyłącznie na podstawie poszlak, bo nie udało się odnaleźć żadnych śladów ani przekonujących dowodów). Śledczy ustalili, że zbrodni musiał dokonać ktoś z domowników, gdyż pies gospodarzy, Lux, nie szczekał. Byli absolutnie pewni, że to Gorgonowa przeszła w nocy ze swojego pokoju do pokoju Lusi, by ją zabić. Mało tego. Twierdzili, że to ona upozorowała wtargnięcie sprawcy przez okno w pokoju oraz gwałt na denatce. Warto zauważyć, że Rita nigdy nie przyznała się do popełnienia tego morderstwa. Sprawa Gorgonowej była w tamtym okresie bardzo znana w całej Europie. Pisały o niej wszystkie najbardziej poczytne polskie i zagraniczne gazety. Co ciekawe, Rita została początkowo skazana na karę śmierci, jednak wykonanie kary bardzo szybko zostało zawieszone. Tak czy inaczej Rita przebywała jednak w więzieniu przez kilka lat. Opuściła je dopiero w 1939 roku z powodu wybuchu II wojny światowej. Podobno wojnę przeżyła, a nawet wyszła po niej za mąż /pliki/zdjecia/mord4_0.jpg i u schyłku swych dni prowadziła niewielki kiosk w Opolu. Dalsze jej losy są również nieznane, choć w 2014 do sądu w ww. mieście wpłynęło pismo od jej córki i wnuczki, które domagały się wznowienia procesu (wskazując na słabość materiału dowodowego) i oczyszczenia Gorgonowej z zarzutów.

Z kryminalistycznego punktu widzenia niezwykle intrygującym przypadkiem mordercy w powojennej Polsce był także Ferdynand Grüning, który przyszedł na świat w Łodzi w 1886 roku. Miał brata i cztery siostry, ale uchodził za najzdolniejszego w rodzinie. Był spokojnym, posłusznym dzieciakiem (typ samotnika), aż nieoczekiwanie z dnia na dzień zaczął się bardzo zmieniać. Pojawiły się u niego napady złości i agresji. Stał się niebezpieczny, o czym mówiła cała jego najbliższa rodzina. Mimo to, po przedterminowym zwolnieniu z wojska (jak wynika z dokumentów zarzucono mu nietypowe skłonności seksualne), udało mu się założyć rodzinę. Jednak nie było to szczęśliwe małżeństwo. Podobno już na drugi dzień po swoim ślubie upił się i sprzedał weselne ubranie oraz obrączkę, po czym zniknął z domu na kilka dni, twierdząc, że to rodzina zmusiła go do tego małżeństwa. Jednak w końcu wrócił do domu i pogodził się z żoną. Przez rok żyli w miarę zgodnie, choć on nigdzie nie pracował, bo żadna praca mu nie odpowiadała. Kiedy w wyniku poważnej choroby zmarła mu córka, Ferdynand porzucił żonę i ruszył w świat, rozpoczynając „przestępczą karierę”. Wstrząsające w tym wszystkim jest to, że jego ofiarami padły wyłącznie dzieci. Pierwszej zbrodni dokonał dość szybko, a ofiarą była siedmioletnia Irenka z Turku. Mężczyźnie udowodniono winę i trafił do więzienia w Rawiczu z wyrokiem dożywotniego pozbawienia wolności (jego matka tak przejęła się tą potworną co by nie mówić zbrodnią jej syna, /pliki/zdjecia/mord5.jpgże zmarła, a ojciec nie mogąc znieść stygmatyzacji w miejscu zamieszkania, wyjechał do pracy do Niemiec). W wyniku amnestii ogłoszonej w 1932 roku skrócono mu wyrok do 12 lat. Przebywając w więzieniu, nabawił się jednak choroby oczu, w związku z czym został czasowo zwolniony z odbywania kary w celu podratowania zdrowia. Mężczyzna wykorzystał naturalnie ten czas, by dopuścić się kolejnej makabrycznej zbrodni. W 1934 roku jego ofiarą padł jedenastoletni chłopiec. Nikt nie podejrzewał jednak Grüninga, bo policja nie sprawdziła, że w trakcie dokonania przestępstwa ów przebywał na przepustce. Tak więc Grüning wrócił sobie jak gdyby nigdy nic do aresztu, by opuścić go w roku 1937 i jak się nietrudno domyślić, wrócić do swej przestępczej działalności. Tym razem zamordował kilkuletnią dziewczynkę. Wszystkie ofiary najpierw gwałcił, a następnie zabijał nożycami do cięcia blachy. Śledczy dość szybko udowodnili mu winę, łącząc to morderstwo z poprzednimi zabójstwami. Mężczyznę oskarżono o 2 gwałty, 2 zabójstwa oraz 1 usiłowanie zabójstwa (co ważne wszystkie dokonane na dzieciach), a opinia publiczna natychmiast nadała mu ksywę „Wampir z Łodzi”. I choć oskarżony nie przyznał się do winy, nie odpowiadał na pytania lub składał kłamliwe i wykrętne wyjaśnienia, to sąd w swoim wyroku uznał, że jego wina został bezspornie udowodniona. Wziąwszy pod uwagę opinię psychiatrów (oskarżony symulował obłęd), charakter zbrodni i bestialstwo z jakim dokonywał zbrodni oraz brak skruchy i żalu, sąd w swoim postanowieniu uznał, że jest to osobnik wysoce szkodliwy społecznie, którego terminowa kara nie będzie w stanie naprawić, dlatego skazał go na karę śmierci (wyrok miał być wykonany przez powieszenie) i utratę wszelkich praw na zawsze. Nie wstawiła się za nim nawet rodzina. Jego starszy o 5 lat brat powiedział na rozprawie, że bała się go cała rodzina (nie utrzymywali z nim kontaktów) i wszyscy znajomi, bo był to ich zdaniem - jak to określił na sali sądowej - po prostu „bardzo zły człowiek”.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.4 /14 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 99luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry